„Nie drażnij misia” The Key Theatre w kreacji i dramaturgii Dikli Katz i Aviego Zlicha, „Nieosobni – program romantyczny w czterech częściach podszyty mykologią, ezoteryką i psychotroniką” Marcina Bartnikowskiego w reżyserii Marcina Bartnikowskiego i Marcina Bikowskiego zespołu Malabar Hotel na festiwalu Metamorfozy Lalek w Białymstoku. Pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
Drugi dzień festiwalu Metamorfozy Lalek pokazał współczesny wachlarz zainteresowań twórców tworzących w obrębie sztuki lalkarskiej. Dwa zaprezentowane spektakle nie budują rzecz jasna całego obrazu, ale wyznaczają jego ramy.
Najpierw izraelski The Key Theatre na Sali prób BTL-u (od wczoraj noszącej imię Jana Wilkowskiego, który w tej przestrzeni zrealizował dwa wielkie spektakle lat 80. – Zieloną gęś i Dekameron 8.5) zagrał przedstawienie Nie drażnić niedźwiedzia, potem Malabar Hotel (na Małej scenie, nie mającej jeszcze patrona) wystąpił z nową premierą pt. Nieosobni.
Izraelski spektakl rozczarował, choć zbudowana przestrzeń sceny zapowiadała coś znacznie bardziej atrakcyjnego. Nad długim stołem rozpięto rodzaj cyrkowego namiotu, przestrzeń wypełniał z jednej strony odsłonięty wóz cyrkowy (mieszkanie antreprenera), z drugiej klatka, do której trafiały niepokorne zwierzęta cyrkowe (małpka Tina lub Niedźwiedź). Z offu brzmiały zapowiedzi konferansjera prowadzącego pokaz, nawet brawa były nagrane (może słusznie, bo nikomu z widzów ręce nie składały się do oklasków), a na scenie prezentowały się trzy lalki stolikowe w swoich estradowych numerach. To spektakl troszkę bez adresata, dla dzieci zbyt mroczny (chodzi o relacje antreprener – wykorzystywane przez niego zwierzęta, które w finale wymierzają sprawiedliwość), dla dorosłych zbyt oczywisty i nade wszystko bardzo przestarzały. Stolikowe lalki w rękach animatorów były mało atrakcyjne, tempo całości dość żółwie, emocje – słabe, a morał troszkę z innej epoki.
Oczywiście na przykładzie tego przedstawienia nie da się oceniać atrakcyjności klasycznych form lalkowych. Myślę, że każdy z sympatyków lalkarstwa ma w pamięci wirtuozerskie działania animatorów takich form i są one we współczesnym lalkarstwie wciąż obecne. Pozostaje więc tylko pytanie, dlaczego w programie Metamorfoz znalazł się The Key Theatre, a zwłaszcza ten spektakl? Troszkę szkoda, bo współczesne lalkarstwo czerpiące silnie z dawnych tradycji ma wiele atrakcyjnych i wciąż mało znanych przedstawień.
Ramą ad quem poszukiwań współczesnych twórców (pomijając rzecz jasna technologiczne eksperymenty) jest propozycja Teatru Malabar Hotel. Autorem scenariusza, inspirowanego osobliwym Teatrem Osobnym Mirona Białoszewskiego, jest Marcin Bartnikowski. Już tytuł przedstawienia nawiązuje do eksperymentów Białoszewskiego i jego przyjaciół sprzed 70 lat (poezja lingwistyczna, abstrakcyjne zderzenia form, awangarda teatralna, zabawa metaforą, teatr przedmiotów): Nieosobni – program romantyczny w czterech częściach podszyty mykologią, ezoteryką i psychotroniką. Scenografię, kostiumy i lalki zaprojektował Marcin Bikowski, a obydwaj artyści występują na scenie.
Malabar Hotel przyzwyczaił nas do własnego, odmiennego stylu przedstawień. Z jednej strony są one przesycone kontekstem intelektualnym, chwilami wirtuozerską techniką łączenia myśli, refleksji, sentencji najznakomitszych autorów literatury, z drugiej – popkulturowym rozbijaniem panoszącej się górnolotności, sprowadzaniem wzniosłych lub intelektualnie zawiłych konstrukcji do języka potocznego. Jednocześnie to teatr bezsprzecznie silnych osobowości artystycznych. Marcin Bikowski potrafi skupiać uwagę widza jak mało który aktor. Jest magnetyczny, elektryzujący, bez względu na to, jakie działania podejmuje (lub nie) na scenie. I to połączenie aktorskiego magnetyzmu (ileż urody jest w wykonaniu Pod papugami przez Bartnikowskiego), z oszałamiającą wyobraźnią twórców, mnożeniem papierowych bytów scenicznych, zaskakującymi zabawami lingwistycznymi, menażerią papierowych lalek-sylwetek artystów z otoczenia Białoszewskiego, w pełni świadomym byciu tu i teraz, na scenie, wśród widzów, buduje cały szereg emocji. I choć wychodzę ze spektaklu nieco oszołomiony, pogubiony w przeszłości, zdecydowanie niedouczony (bez żadnych skrupułów), to zarazem odczuwam rodzaj satysfakcji: nie ma granic twórczości, a partnerstwo z formą plastyczną jest nieskończonym polem poszukiwań.