Niektórzy zachwycali się emocjonalnością i patetycznością, jaką według nich można spotkać jeszcze tylko u wschodnioeuropejskich reżyserów. Dla innych była to grzeczna premiera, w której reżyser nie wykazał się innowacyjną odwagą. Najliczniejszą grupę stanowili recenzenci wychwalający sugestywne obrazy, ale i oni narzekali na dłużyzny - o "Medei", projekcie Grzegorza Jarzyny w Burgtheater w Wiedniu (Kasino) pisze Jan Niedziela w miesięczniku Teatr.
"Bzika tropikalnego" chłonąłem z wypiekami na twarzy. Wyobrażałem sobie przy tym, jak Horst d'Albertis czyni cuda w wiedeńskim Burgu. Nie, żeby nad Dunajem cudów brakowało, ale facet, który na niepozornej scenie Rozmaitości - myślałem sobie - taki czad wykreował, jak najszybciej winien stanąć na pierwszej scenie niemieckojęzycznej, bo przy jej niemal nieograniczonych możliwościach na pewno stworzyłby coś, co Wiedeń na kolana by powaliło. Minęło dziesięć lat, "Bzik" przeniósł się do podręczników, Grzegorz Jarzyna zarzucił pseudonimy i pod koniec ubiegłego roku zrealizował w Burgtheater spektakl osnuty wokół postaci Medei. Już fakt, że dyrektor warszawskiego TR jest pierwszym po Erwinie Axerze reżyserem, któremu dane było skonfrontować zespół austriackiego teatru narodowego ze sztuką polskiej reżyserii, nadaje tej premierze historycznej aury. Od ostatniej wiedeńskiej inscenizacji Axera minęło ponad dwadzieścia lat. W kasynie Każdy cz�