Piękny, lodowato piękny, przez wszystkich zadziwiająco dojrzale, bo z wybornym wyczuciem koniecznej dyskrecji grany seans Stuhra - o "Sędziach", spektaklu dyplomowym Wydziału Aktorskiego PWST w Krakowie pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Mało światła w domu Samuela. Coraz mniej. Które jest - biedne jest. Usycha. Na szkle okna - zblakły liszaj świecy. Mały Joas, co ma dar słyszenia ponurej ciszy starotestamentowego Boga, stroi skrzypce na parapecie. Kaszmirowa twarz Joasa - nie więcej niż ćma zamarła na szybie. Tak biedna jest świeca. Przy usychającym płomyku - mysi szmer struny wydaje się wiecznością całą. Całkiem jak skowyt Jewdochy, szczytującej przy żałośnie kruchym blasku lampy wiszącej nad czarną ławą karczmy Samuela. Dziwaczna to lampa. Trochę samowar, trochę wiadro, trochę ruina rdzewiejąca. Coś niby ostatni egzemplarz wymarłego gatunku. Rdzewiejące światło. Ci, co tu przychodzą, by skreślony palcem Boga los się dokonał - wciąż je przewieszają z haka na hak. Przynajmniej raz pragną własne palce zobaczyć wyraźnie. Każdy, który tu gości, by niepojęta kara weszła w jego życie i jego zdychanie - rdzewiejącym światłem błyska w twarz obcego naprzeciwko. Bo chc