W Klubie Komediowym Chłodna w Warszawie zagrano spektakl pomyślany jako promocja najnowszej książki Doroty Masłowskiej "Kochanie, zabiłam nasze koty". Najpierw autorka, cały czas obecna na klubowej scence, odczytuje fragment książki, a następnie ci od Klancyka tworzą wokół pewnych słów czy sformułowań wariacje, wymyślają dodatkowe konteksty i nierzadko absurdalne sytuacje sceniczne - pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
W Klubie Komediowym Chłodna w Warszawie zagrano spektakl pomyślany jako promocja najnowszej książki Doroty Masłowskiej "Kochanie, zabiłam nasze koty". Sam tytuł sugeruje tragikomiczną sytuację - wykorzystali to członkowie Teatru Improwizowanego Klancyk, którzy metodą niemal jazzowej improwizacji snują opowieści w formie krótkich scenek i skeczy. Formuła wieczoru jest prosta. Najpierw autorka, cały czas obecna na klubowej scence, odczytuje fragment książki, a następnie ci od Klancyka tworzą wokół pewnych słów czy sformułowań wariacje, wymyślają dodatkowe konteksty i nierzadko absurdalne sytuacje sceniczne. Jako artyści quasi-kabaretowi nie posługują się rekwizytami, wszystko tworzą gestem, głosem i mimiką. Choć w większości nie są zawodowymi aktorami, wystarczająco dobrze opanowali sceniczne rzemiosło, aby ich spektakl był ciekawy i toczył się wartko. Gatunek beztroskiej, zaimprowizowanej komedii, do której próbuje się też wciągnąć pub