„Król Mięsopust" Jarosława Marka Rymkiewicza w reż. Jerzego Bończaka i Michała Kotańskiego w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Dramaty Jarosława Marka Rymkiewicza, profesora nauk filologicznych i laureata wielu nagród literackich, mogłyby częściej gościć na teatralnych scenach, ku niewątpliwej uciesze widzów. Zmarły niedawno wybitny eseista i poeta, dramaturg, tłumacz, autor książek krytyczno-literackich, a także publicysta polityczny swobodnie poruszał się w literackim bogactwie przeszłości, łącząc ją z teraźniejszością. Jego dzieła pisane dla teatru stanowią osobny, równie wybitny rozdział twórczości. Tworzył nowe sztuki, tłumaczył dawne, niezwykle aktywnie brał żywy udział w dyskusjach o relacjach literatury ze sceną. „Teatr, który nie niszczeje w czasie, bo tworzy czas i włada czasem, jest więc – musi więc być – teatrem pamiętającym o przeszłości i przeszłość tę czyniącym swoją teraźniejszością”- pisał Rymkiewicz. Współczesne treści znakomicie wpisywał w dawne konwencje i schematy teatralne, reaktywując między innymi barokowe motywy. Jego „Król Mięsopust” (premiera odbyła się w 1970 roku w Starym Teatrze w Krakowie) przypomina sowizdrzalskie wzorce, nieco jarmarczne, oparte na karnawalizacji świata przedstawionego i rzecz jasna parodii, w której powaga graniczy z farsą. Najnowsza realizacja znakomitej tragifarsy Rymkiewicza w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach cieszy ogromnie. Jerzy Bończak i Michał Kotański z powagą, ale i wyczuciem humoru, który tkwi w „walce postu z karnawałem”, zaprosili widzów na prawdziwa ucztę, nieograniczony mięsopust, diabelską hulankę zapustową, w sam raz na czas przed Wielkim Postem. Ale nie dajmy się zwieść – „Król Mięsopust” bawi się literacką przeszłością, jednak teatr i jego przesłania traktuje poważnie.
Na dworze królewskim w Hiszpanii zaskakujące okoliczności wiodą bohaterów ku zadziwiającym zdarzeniom – oto urzeczywistniają się marzenia służącego Florka i śmierdzący kozłem parobek obejmuje tron. Niespodziewany bieg historii, ucieszna zamiana ról, w której oprócz Florka uczestniczą król Hiszpanii Filip, pokojowa Kasia i księżniczka maltańska Rosalinda, prowadzi do przedziwnych, niewesołych rezultatów. Abdykacja prawowitego władcy na rzecz prostego parobka nie służy królestwu, podobnie jak rozpasanie żądnej jedynie uciech Rozalindy, miłość ascetycznego Filipa do pokojówki Kasi i nadmierne ambicje przesiąkniętych fałszem dworzan. Popularny w literaturze dawnej schemat zamiany ról potraktowany został przez Rymkiewicza „z przymrużeniem oka”, w konwencji farsowej. Autor, wiodąc nas przez style i tematy literatury polskiej oraz europejskiej, przywołuje staropolską kulturę ludyczną z elementami maskarady i popularnym odwracaniem ról na czas karnawału. Odwołania do Piotra Baryki („Z chłopa król”), Pedra Calderóna de la Barki, Szekspira, Słowackiego nie są jedynie czczym popisem erudycji pisarza, ale służą aktualizacji tragifarsy, przydają dziełu ironii, nadają dystans wobec przeszłości. Przesada, absurd, które silniej jeszcze uwypuklają chorą grę o tron, zarówno śmieszą i straszą. Nie ma tu za grosz łagodności, jest za to rubaszne szaleństwo, zmysłowy humor, czasem znacząco grubiański. Rymkiewicz z ujmującą swobodą bawi się słowem, imituje rytm wiersza siedemnastowiecznych intermediów, czaruje stylizacjami, metaforą i obrazami „świata na opak”. Wydarzenia sceniczne doskonale rezonują z naszą teraźniejszością i trzeba nie lada sprawnego reżysera, by wyraźnie pokazać niuanse wyrafinowanej gry
Odniesienia do popkultury to dodatkowy smaczek kieleckiej realizacji. Ale pomysłowość i reżyserska inwencja musi mieć uzasadnienie w treści utworu. Muszę przyznać, że twórcy cały czas podążają za Rymkiewiczem, jego żartobliwą, choć czasem gorzką ironią, wnikliwym wejrzeniem w naszą doczesność, w głąb ludzkiej natury, dbając o to, by głębsze znaczenie nie zginęło w gąszczu efektownych, historycznych i kulturowych odwołań, ze współczesnym kabaretem w tle. W „Królu Mięsopuście” pokazuje Rymkiewicz – dość przewrotnie zresztą – świat ról, odbić, przebieranek i farsy wywiedzionej z ludycznego karnawału. A skoro karnawał, to konieczna jest maska i kostium – elementy zabawy, które tkwią w obrzędach i obyczaju całej niemal kultury. Zgodnie z tradycją zapustów „król – błazen” musi zginąć, szaleństwo i orgie milkną, sypie się postny popiół. Po prostu śmierć jest nieunikniona. Karnawał z natury rzeczy jest dwuznaczny, teatralny – jak każda gra, jak umowne odgrywanie czegoś. I „umiera”, gdy zaczyna się post. Czyżby cała nasza kultura była teatrem, pozorem, maskaradą? Odwieczny „świat na opak” zamyka się w dychotomiach – duch i materia, śmierć i życie. Dziś „przymus udawania”, przybiera póz płynie najczęściej z mediów. Bombardowani obrazami, wpadamy w szaleńczy, wirujący krąg – bez końca: „bijcie brawo a ty farso/a ty kręć się farso wokół/ a ty tocz się a ty wiruj/ ty z popiołu i ty w popiół/ ty obracaj się i tańcuj/ a wy idźcie spać widzowie/ bo ta farsa nie ma końca”. Oczywiście oglądamy farsę, więc nic nie jest na serio – twórcy postawili na wesołość, nierealną zabawę, szaleńcze tempo. Wykorzystali fakt, że sztuka Rymkiewicza ma znakomitą fabułę – czasem odrobinę zawiłą w swej aluzyjności, intelektualnym wyrafinowaniu. Jednak bawi i intryguje od pierwszej do ostatniej sceny.
Aktorzy doskonale „czują tekst” Rymkiewicza, z dbałością o szczegóły tworzą swoje kreacje – pełne werwy, barwne i wyraziste. Utrzymują szalone tempo farsy, które nie słabnie, choć czasem pozwalają sobie na zatrzymanie, by skupić uwagę widza na wypowiadanych słowach. Bawią się tekstem, cyzelują słowo, które mistrz Rymkiewicz wkłada w usta znakomicie skrojonych postaci. Każdy element podkreśla tu umowność i teatralność dramatu, a bohaterowie nieustannie dążą do zamiany życiowych ról – odwieczne pragnienie, by być wśród wybrańców losu, uciec od własnego życia. Andrzej Plata jako Florek z werwą, z wyczuciem oddaje charakter prostego parobka, któremu przyśniło się królowanie. Jednak wymarzona władza znacznie różni się od tej prawdziwej. Władza kusi, mami, ale i przeraża – nadmiarem obowiązków, koniecznością mądrego zarządzania ogromnym państwem. Polityka to „w krysztale pomyje”, jak mawiał Jacek Kaczmarski. Tylko jak uciec od roli, którą tak ochoczo przyjął Florek? „Gryzie wszystko wszędzie gryzie/ o królestwo ty zapchlone/ o ja chyba abdykuję […]/wszystko na nic i na próżno/ gdy i tak do ziemi pójdę/ bo śmierć stuka / bo śmierć blisko/ no to na co mi to wszystko/niech kto inny będzie królem/ niech innego ta pchła gryzie” – mówi przerażony parobek. Towarzyszy mu wierna Kasia – Aneta Wirzinkiewicz, zwykła pomywaczka, którą – na jej nieszczęście – pokochał król. I która też chciałaby zostać księżniczką i chadzać w atłasach. Postać tyleż groteskowa, co tragiczna. Aneta Wirzinkiewicz potrafi oddać uczuciowość swojej bohaterki. Śmiech zastyga, gdy w drugiej części spektaklu obserwujemy jej upokorzenie. Czyżby ubogi na zawsze miał pozostać ubogim, nic nie znaczącym pionkiem, a o wartości człowieka decydują strój, pozycja? Mimo to jest barwnie i wesoło. Jak na komedię przystało. Dawid Żłobiński jako ascetyczny Filip śmieszy do łez. Aktor, wykorzystując brzmienie głosu, doprawia wszystko gestem, ruchem, by jak najlepiej pokazać uduchowienie, słabość groteskowego Filipa, który chciałby odsunąć ciężar władzy, zobowiązania, skryć się w ciszy i spokoju. Jednak za humorystycznym rysem kryje się gorzka refleksja – żadna skrajność szczęścia nie przyniesie. Ewelina Gronowska jako Rosalinda jest po prostu przepyszna, zmysłowa. Jej rola to uosobienie nieprzerwanego karnawału, zapustowej zabawy, życiowych rozkoszy. Złudnego wrażenia, iż mięsopust będzie trwać bez końca… Wokół głównych bohaterów krążą dworzanie, czyli kolejni uczestnicy tej szalonej gry. Zawsze w gotowości, zawsze w ukłonach marzą o lepszej roli w tym teatrze życia. Dlaczegóż nie miałby pan Gęba zagrać na przykład Hamleta? Jacek Mąka jako Gęba i Mateusz Bernacik jako Skoczek bardzo dobrze czują styl i farsowy rytm, który nadał swej sztuce Rymkiewicz. Nie inaczej damy dworu: Zuzanna Wierzbińska czyli Florinda i Beata Pszeniczna – Belinda. W szalonym tańcu i maskaradzie nie może zabraknąć spiskowca i bandyty Roberto – karykaturalnej, satyrycznej postaci, nawiązującej do obrazu Delacroix. Joanna Kasperek radzi sobie z tą rolą i wyzwaniem z ujmującą naturalnością, mieszając z powodzeniem śmiech i grozę. Groteskowa alegoria Wolności ostatecznie przeradza się w Kostuchę – cóż za teatralna ironia!
Scenografia Kornelii Dzikowskiej delikatnie podkreśla wieloznaczność i aluzyjność tekstu, ruch sceniczny (Paweł Łyskawa) – jego zmysłowość. Gigantyczne łoże pośrodku sceny, punkt centralny całej inscenizacji, w oczywisty sposób kieruje myśli ku farsie, w której nierzadko bohaterowie krążą wokół sypialnianego łoża, chowając się pod nim. Ale łóżko to coś więcej – „niech mi powie kto piśmienny, czy to jest gdzieś napisane, że ja siedzieć mam pod łóżkiem, gdy król sobie śpi na łóżku?” – mówi Florek. Z kolei obraz Pietera Bruegla w tle podkreśla jeszcze inny aspekt spektaklu. Człowiek to sprzeczność, różnorodność dążeń – przyziemność, skrzecząca pospolitość i wzniosłość, oderwanie od tu teraz. Jednak w dualizmie i skrajnościach tkwi niebezpieczeństwo – rozpasanie, nieustanna zabawa, a na drugim biegunie zbytnie uduchowienie, ignorowanie codziennej, szarej krzątaniny jest ryzykowne. Pozostałe reprodukcje obrazów uwypuklają wielopiętrowość, gęstość znaczeń jaką nadał swej tragifarsie Rymkiewicz. Barokowy przepych strojów autorstwa Sylwestra Krupińskiego czyni spektakl niezwykle widowiskowym, ale i groteskowym, jak chciał autor.
Doskonale napisany tekst, gry słowne, błyskotliwe dialogi, farsowy humor w przemyślanej reżyserii, a do tego znakomita gra aktorów kieleckiego teatru, czynią spektakl godnym uwagi i zasługującym na wielki aplauz. Śmiech widowni cały czas towarzyszy aktorom. Nic w tym zdrożnego, bo poprzez śmiech najłatwiej pokazać absurdy i pułapki naszej rzeczywistości, nasze wady i kompleksy, mocno zakorzenione w kulturze i naturze, nasze sny i marzenia, często groteskowe i zbyt wydumane.