EN

2.03.2023, 15:37 Wersja do druku

Marzenia księcia

„Kopciuszek" Sergieja Prokofiewa, choreogr. Altea Nunez, Alain Honorez, Junior Ballet Antwerp z Holandii. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.

Jakiś czas temu, na łamach tygodnika „Angora” w tekście Karolu, weź się do roboty! wywołał mnie do odpowiedzi i a może polemiki, Sławomir Pietras. Lubię jego teksty, szczypta soli, szczypta cukru. Dlatego, chętnie to czynię, bowiem dyskusja dotycząca naszego baletu winna posiadać jak najszersze kręgi, a nie tylko odbywać się w zaciszu gabinetów. Czas rozmawiać, projektować, aby zmieniać w gronie tych, którym jeszcze zależy. I może ten tekst przeczyta dwadzieścia osób, ale to i tak nie najgorzej, gdyż ktoś się zainteresuje życiem tańca. Trochę przypomina to przedwojenne dysputy na szpaltach poczytnych periodyków, ale mam nadzieję, że nie skończy się wyzwaniem na pojedynek, ale połączy nas praca i stojące wyzwania. Do rzeczy. Całość wywodu Pietrasa zrodziła się z tekstu Bożeny Kociołkowskiej, niegdysiejszej tancerki i ikony sceny warszawskiej. Może i eseju ważnego, ale niestety chybionego i nietrafionego. Jednym z największych błędów jest koncentrowanie się na liczbie obcokrajowców w poszczególnych zespołach baletowych w naszym kraju. Szczególną łatkę otrzymał Polski Balet Narodowy. I kompletnie jest to niezrozumiałe. Przeciętny widz, ja również, odwiedzając budynek przy placu Teatralnym w stolicy, chce otrzymać jak najwyższej jakości produkt artystyczny. Sztuka nie ma narodowości, szczególnie w świecie otwartych granic, wspólnej, zjednoczonej Europy. Istotą przymiotnika „narodowy” jest podmiot prowadzący. To państwowa instytucja kultury, której ranga wsparta jest właśnie mecenatem państwa. I bardzo dobrze, że Krzysztof Pastor, przeprowadzając audycje dla członków zespołu, wybiera najcenniejsze perły, które kształtują jakość tejże formacji baletowej. Tak czyni się na całym świecie – czy to w Pradze, Paryżu czy Londynie. Talent winien być najwyższym wskaźnikiem, który określa jakość kompanii. Największym kuriozum tekstu Kociołkowskiej jest wskazanie kwestii emerytur jako hamulca dla maluchów i ich rodziców, wstępowania do szkół baletowych. Nic bardziej dziwacznego nie można było wymyślić. Jakie dziecko w wieku siedmiu lat myśli o starości? Chyba żadne! Największą blokadą jest ocena szkół baletowych i tego, co mają do zaoferowania. Podstawowym problemem jest ich państwowy charakter, z nieatrakcyjnym programem, nieprzystającym do rzeczywistości i świata, który nas otacza. Pedagogiczne grono na etatach, znudzone sentymentem własnej kariery, nie ma motywacji kształcenia nowego pokolenia tancerek i tancerzy. Jednym z najważniejszych postulatów jest zlikwidowanie szkół publicznych na rzecz podmiotów prywatnych dedykowanych tańcowi, a nie szerokiemu programowi nauczania, z którego absolutnie nic nie wynika. Jak to się dzieje, że w londyńskiej szkole baletowej, tuż obok wejścia za kulisy Royal Ballet, kłębią się tłumy młodych i to w soboty i niedziele? Bo pasja i talent nie rodzi się w codzienności, ale z samozapału i zainteresowania. Kluczowym jest – dla zawodu artysty tancerza – zaangażowanie się w pracę nad ustawą o statusie artysty i wsparcie dla zawodowego przekwalifikowania. Jasna perspektywa, możliwości rozwoju, praktyki są sprawą najistotniejszą. Oczywiście rangę zawodu, kształtują również godne płace. I o to winno walczyć środowisko. Dla kontrastu warto zwrócić uwagę na kraje post-jugosłowiańskie. W Teatrze Narodowym w chorwackim Splicie, zespół baletowy składa się w głównej mierze z osób dojrzałych wiekiem, co do efektu na scenie nie będę się wypowiadał jednoznacznie. Rolą środowiska jest właśnie troska o przyszłość, nie emerytury, ale znalezienie dróg możliwości zmian własnej kariery.

Już niedługo odbędzie się Kongres Tańca w Katowicach. Miałem zamiar się wybrać, ale zrezygnowałem. Główni prelegenci to osoby tkwiące w obecnym systemie i czy naprawdę ktoś chce progresu? Należy poszukiwać nowego tchnienia, zapaleńców, którzy widzą świat przez inne okulary, niekoniecznie przeszłości, ale szerokiej odmienności i różnorodności. Spotkanie na Śląsku traktuję jako istotny networking, ale chyba raczej niezbędne jest, nawet najbardziej bolesne zewnętrzne oko, a nie wspólnotowe komentowanie rzeczywistości. Moje postulaty, jako obserwatora, a nie człowieka środowiska, to przede wszystkim zbudowanie dobrych praktyk dla zespołów baletowych. To jedno z najważniejszych zadań. Dziś, gdy mamy dominującą rolę dyrektora naczelnego, w minimalnym stopniu myślącego o kompanii baletowej, jest niezbędnym jasne ukazanie miejsca tanecznej formacji. Właśnie, nie tylko umowne partnerstwo, ale rzeczywista kooperatywa, mogą kształtować pozycję w dniu dzisiejszym. Istotnym jest wzmocnienie pozycji kierownika baletu, aby z roli głównego korepetytora stał się kreatorem programu, idei, sensu części składowej muzycznej sceny. Walka o rangę zawodu, przekwalifikowania, ale nie pasywność emerytalna, są wyznacznikami jutra. I na koniec, ukazując jak ważne jest kształtowanie młodych kadr. Spory odsetek zespołów na świecie tworzy formacje juniorskie, nazywając je wielokrotnie „2”. Tak jest w Batshevie, Nederlands Dans Theater czy Birmingham Royal Ballet. Dlaczego, idąc za tym przykładem, nie stworzyć na wzór orkiestry młodych Sinfonia Iuventus, zespołu utalentowanych absolwentów polskich szkół baletowych, którzy pod okiem najlepszych przygotowywaliby się do pracy na wielkiej scenie. Ta praktyka, właśnie z tymi, co stale występują na największych scenach świata, zbudowałaby pewność siebie, a może i nawet otworzyła drogę do kariery. I właśnie niepowiązany podmiot, z żadną ze scen w kraju, dawałby szanse autonomicznego kształcenia, przygotowania wspólnego pokazu i stałby się miejscem pozyskiwania talentów przez największych dyrektorów zespołów baletowych na świecie. Można pomarzyć. Ale to pomysł realistyczny. Znając jednak polskie piekiełko, zaraz rozpętałaby się wojna o dyrekcyjną posadę, o miejsce, lokalizację i fundusze. A stare powiedzenie mówi – „chcieć to móc”. To dobry pomysł. Niech uczestnicy w Katowicach zobaczą, że właśnie to jest przyszłość tańca w naszym kraju.

Do owej propozycji skłoniła mnie ostatnia wizyta w Antwerpii, w której miałem szansę oglądać pracę Junior Ballet Antwerp. Stworzony projekt w 2019 roku przez Irmę Swijnen oraz obecnego dyrektora artystycznego Alaina Honoreza dedykowany jest młodym tancerzom w wieku od 17 do 21 lat. Ma kształtować zarówno technikę klasyczną jak i współczesną. Zespół jest nieliczny, to bowiem 15 osób z całego świata! Ciekawostką jest, że w jego skład wchodzi 12 pań i zaledwie 3 panów. Formacja wypełnia lukę pomiędzy doświadczeniem szkolnym, a początkiem kariery profesjonalnej. Każdorazowo dla grupy przygotowywany jest spektakl. I to na jakim poziomie: z profesjonalną orkiestrą (tym razem Casco Phil pod kierunkiem Michiela Delanghe), wykonującą podkład na żywo, a także w zjawiskowym miejscu. To de Handelsbeurs, czyli najstarszy budynek giełdy na świecie. Powstały w 1531 roku, gdy Antwerpia wybiła się na czoło centrum wymiany towarowej, do dziś oczarowuje swoim naturalnym pięknem architektury. Wnętrze to olbrzymi, zakryty dziedziniec, otoczony niczym zamek na Wawelu, arkadami i krużgankami. Plac pozostaje naturalnym polem prezentacji, natomiast publiczność zasiada na specjalnie zbudowanych podestach po trzech stronach sali. Co ważne klasyczna sceneria staje się jednocześnie elementem dekoracyjnym, a pokryta wizualizacjami tworzy zjawiskowy obraz połączenia subtelnego piękna przeszłości z dzisiejszymi odkryciami technicznymi. Honorez, do przygotowania nowej choreografii, zaprosił Altea Nunez, znaną balerinę hiszpańską. Wspólnie zaproponowali Kopciuszka z muzyką Sergiusza Prokofiewa. I wybór nie był przypadkowy, bowiem ograniczenia zespołu wymusiły odnalezienie adekwatnego repertuaru. Klasyczna bajka nie posiada wielu ról męskich – co jest niebagatelnym atutem, a z drugiej strony jest szansą dla ekspozycji zespołu zarówno w układach indywidualnych, duetach oraz sekwencjach grupowych. Do współpracy zaproszono dzieci z Prins Dries oraz młodzież z antwerpskiej Królewskiej Szkoły Baletowej. W ten sposób ukształtował się wachlarz artystów – młodzieży Flamandii. Ale nie tylko. Bowiem w partii Macochy tańczyła Altea Nunez, a w Matki chrzestnej, tancerka związana z Dresden Frankfurt Dance Company prowadzonym przez Jacopo Godaniego – Claudia Phlips. I chyba był to zabieg chybiony. Bowiem Nunez najlepiej przygotowała własną rolę, która iskrzy się pomysłem zgryźliwej niewiasty, może niekomicznej jak zawsze można się spodziewać, ale ciekawej i charakterystycznej. Natomiast dojrzałość sceniczna Phlips kontrastuje bardzo mocno z adeptami sztuki tańca.

Honorez z Nunez starają się być wierni opowieści wywiedzionej ze znanej bajki, ale oczywiście ze względu na skład zespołu wprowadzają kilka innowacji. Najgorzej wypadają sekwencje w domu Kopciuszka oraz relacje z Macochą i jej córkami. To, co zazwyczaj stanowiło motor napędowy akcji, iskrzyło dowcipem, to w wersji Junior Ballet Antwerp jest ciężkie i nieciekawe. Siostry tańczone przez Marię Girardin oraz Mafaldę Preto są źle pomyślane, bowiem konwencjonalność je zabija i stają się niezauważalne. W wielu wersjach te partie tańczone są przez mężczyzn, co podkreśla przerysowanie i dodaje uśmiechu publiczności. Zarówno sekwencja z aktu pierwszego jak i trzeciego, rozgrywająca się między kobietami, są niedopracowane, statyczne, pantomimiczne i nieskładne. Najgorzej, że kolejne pojawiające się postaci zastygają na kanapie w niemocy tańca. I robi się niesłychanie nudno. Jednak wiara w ruch i możliwości antwerpskiego zespołu powraca wraz z pojawieniem się Matki chrzestnej w orszaku duchów. To poezja tańca, powiewu, zwiewności i klarowności bajkowego świata. Nie inaczej wygląda bal, gdzie ubarwia akcję płynący alkohol oraz marzenie księcia. Są to świetnie skonstruowane sekwencje grupowe, a także popisy indywidulane. Choreografowie, choć nie jest to układ naszpikowany trudnymi elementami, dają upust własnej artystycznej fantazji oraz możliwościom młodości. Scena wiruje, faluje, istnieje. Młody zespół chłonie tańcem i zachęca do wspólnego przeżywania miłosnej historii.

Największym paradoksem wieczoru jest, że najlepiej technicznie wypadają panowie. Daimu Nakayama, w roli Księcia, jest niesłychanie sprawny, precyzyjny, delikatny, ale i różnorodny wewnętrznie. Dorównuje mu Lucas Bierlair jako Nauczyciel tańca, który posiada kilka ciekawych sekwencji, ale oprócz tego nie wychodzi z roli, cały czas adorując Macochę. Komiczny, zalotny oraz ciepły. Na tym tle nie najgorzej, wypada Kopciuszek – Rinka Matsuura. Technika jej jest poprawna, ale postać zabiły statyczne fragmenty z miotłą, która jako rekwizyt jest ważna, ale po paru sekundach nie wiadomo co z nią uczynić. Postać nie ma charyzmy i do końca nie wiemy dlaczego mamy współczuć dziewczynie. W takim gąszczu tancerek ciężko odnaleźć tę jedną, najlepszą, najciekawszą. Dziwna konstatacja. Jednak należy podkreślić, że mimo wyróżniającej się postaci pierwszoplanowej, zespół żeński jako grupa, prezentuje się niezwykle okazale i dojrzale. Widać pracę oraz profesjonalizm. Nie ma przypadkowości. Na wyróżnienie zasługują uczniowie szkoły baletowej, którzy jak równy z równym dołączają do baletowej sztafety podczas balu czy też kręcąc piruety i wykonując okazałe skoki jako służba Księcia.

Co najważniejsze w Handelsbeurs wszystkie miejsca były wypełnione, publiczność wybacza wpadki, bowiem najważniejsze jest poznać talenty światowe na jednej scenie. To również dla nich istotny moment. Czas konfrontacji z odbiorcą – publicznością, bacznym okiem oceniającą, która jest bezwzględna, ale i jednocześnie troskliwa. Właśnie w naszym kraju brakuje tego typu prezentacji, gdy możemy poznać nowe twarze sceny tańca. Zamknięte konkursy, pokazy i prezentacje nie zastąpią pełnowartościowego spektaklu – z orkiestrą, kostiumami, scenografią i uczciwą pracą choreografów. Praca twórcza istnieje, gdy jest konfrontowana. A najwyższym sędzią jest publiczność.

Recenzja z Antwerpii sprowokowała do szerszego ujęcia problematyki baletu w naszym kraju. Dziękuję Sławomirowi Pietrasowi za pobudzanie dyskusji. Trochę to wygląda jak w dawnych czasach publiczna korespondencja na łamach prasy. Oby ona odbiła się szerokim echem, bowiem do tańca potrzeba dwojga, ale w balecie niezbędny jest sprawny, chętny zespół.

Kopciuszek, Sergiej Prokofiew, choreografia Altea Nunez, Alain Honorez, Junior Ballet Antwerp, premiera: luty 2023.

Tytuł oryginalny

MARZENIA KSIĘCIA – „KOPCIUSZEK” – JUNIOR BALLET ANTWERP

Źródło:

kulturalnycham.com.pl
Link do źródła

Autor:

Benjamin Paschalski

Data publikacji oryginału:

02.03.2023

Wątki tematyczne