O koncercie Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus pod honorowym patronatem Chargé d’affaires Ambasady Republiki Czeskiej w Warszawie, Pana Miroslava Kolatka, w Studio Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie, pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Pełna sala i zaskakujący jak na koncerty mojej ulubionej orkiestry początek wydarzenia sprawił, że od pierwszej chwili wiedziałem, że będzie to udany wieczór. Zamiast kolejnego wykonania ukraińskiego hymnu, dyrygentka Martyna Zych poprosiła publiczność o powstanie i minutę ciszy dla uhonorowania niedawno zmarłego ambasadora Czeskiej Republiki w Warszawie. Jestem wręcz pewien, że obecność przedstawicieli czeskiej ambasady, która objęła patronat nad tym koncertem spowodowała zaprzestanie tradycji grania ckliwego utworu „Melodia” ukraińskiego kompozytora Mirosława Skoryka, który jednoznacznie kojarzy mi się z twórczością kompozytorów rosyjskich, w szczególności Wasilija Kallinikowa, czy nawet naszego króla muzyki filmowej, Wojciecha Kilara. Może faktycznie zbyt szeroko pojęta inspiracja, ale słuchanie tej rzewnej melodyjki jest dla mnie po prostu męką.
Uczestniczyłem już w filharmonicznych koncertach, gdzie występy miały swojego dyplomatycznego patrona i były to fantastyczne przeżycia, bo dzięki takiemu wsparciu mogłem wysłuchać znakomitych orkiestr ze Stanów, Rosji, Turcji czy Węgier. Może Sinfonia Iuventus pokusi się o kontynuację tej idei i prezentację narodowych dzieł przy wsparciu ambasad. Bardzo temu kibicuję, bo pomysł zacny i mam nadzieję, że nie jednorazowy.
Utwór Bedřicha Smetany „Ma Vlast” – „Moja Ojczyzna” to dzieło totalne. Dzieło narodowe. Ponoć trudniej o muzykę, która bardziej kojarzyłaby się z naszymi południowymi sąsiadami. Sześć części symfonicznego poematu sprawia, że na dwie godziny zatapiam się w czeskie krajobrazy, serdeczność tamtejszych mieszkańców, absolutny spokój na ich festiwalach z muzyką ekstremalną czy piwno-kulinarne eskapady ulicami Pragi. Zachwycająca melodyjność, barwność orkiestracji i ilustracyjna uroda pozwala zagłębić się w muzyce, przy okazji śledząc ekspresję orkiestry, jak i samej dyrygentki. Muzyczne i interpretacyjne wykonawstwo wypadło podczas tego koncertu znakomicie, pokazując całą gamę muzycznych barw, zachwycającej melodyjności, mnóstwo orkiestrowej dynamiki, zróżnicowania głośności, jednocześnie liryki i spokoju. Opowieści o urokach czeskiej przyrody, melodie znane z tamtejszych knajp, jak i motywy inspirowane starożytnymi legendami to tylko niektóre z motywów dzieła, w którym każda z jego części jest inna, a jednak w swym orkiestrowym kolażu bardzo do siebie zbliżona. A to wszystko za sprawą świetnej dyrygentki, która specjalizuje się w czeskiej muzyce i zapewne to za jej sprawą przy kilku pulpitach zasiedli muzycy z tego kraju.
Widownia wypełniona po brzegi gorącymi oklaskami przyjęła to wykonanie, choć zastanawia mnie fakt dziwnego podziału koncertu i przerwanie go po czwartej części, w celu obowiązkowej przerwy. Czyżby artyści i dyrekcja nie wierzyli w swoją publiczność i w to, że jest ona w stanie wysłuchać w całości znakomitej muzyki romantycznej autora „Sprzedanej narzeczonej?
Wspaniały koncert, oby więcej takich właśnie w najbliższej przyszłości.