Tadeusz Różewicz przeciwstawia pogardzie dla człowieka gorzki, ale zdecydowany humanizm; jego twórczość dla polskiego teatru ma kolosalne znaczenie – mówi PAP dyrektor Wrocławskiego Teatru Współczesnego Marek Fiedor.
Polska Agencja Prasowa: Jakie znaczenie ma twórczość Tadeusza Różewicza dla polskiego teatru?
Marek Fiedor: Twórczość Tadeusza Różewicza ma dla polskiego teatru kolosalne znaczenie. Rocznica 100-lecia sprzyja powrotowi do Różewicza, jest pewną okazją, natomiast jego twórczość jest ważna z fundamentalnego powodu – to pisarstwo wyrasta z doświadczeń wojny, totalitaryzmów nazistowskiego i komunistycznego, pokazuje, jak te totalitaryzmy przemieliły ludzkość i humanizm. Ale po latach okazuje się, że to nie jest tylko zjawisko literackie polegające na pewnym świadectwie o czasie terroru i pogardy. Te zagrożenia znowu wracają na gruncie nacjonalistycznej ideologii, populizmu; widzimy, jak rośnie fala zła i pogardy dla człowieka, kult prymitywnej siły. Różewicz przeciwstawia temu gorzki humanizm, pozbawiany iluzji, ironiczny, ale jednocześnie bardzo zdecydowany i jednoznaczny. Opowiada się za wolnością, za człowiekiem. Ślepemu instynktowi, który może zawładnąć człowiekiem, przeciwstawia rozum, logikę, odpowiedzialność, bo z wolnością zawsze wiąże się odpowiedzialność. To jest absolutnie gorąca lekcja na dziś, by wyhamować szalone brunatne namiętności, które niestety ogarniają nasz kraj.
PAP: Jak dziś czytać Tadeusza Różewicza; czy jego twórczość można uznać za uniwersalną?
M.F.: Różewicz był pisarzem europejskim w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie było wielu takich zjawisk w polskiej literaturze. Różewicz nie tracąc z pola widzenia spraw polskich, wpisywał się w dyskursy ogólnoeuropejskie, czasem je wręcz inicjował. Na przykład dyskurs ekologiczny, obyczajowy, polityczny, kulturowy, filozoficzny. Podejmował dialog ze współczesnością na wielu polach. Czasem był niezrozumiały; np. były głosy w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych - my tu mamy gomułkowszczyznę, a pan zajmuje się katastrofą ekologiczną. Po latach okazuje się, że on sięgał głębiej, widział dalej, co się z tym światem dzieje. Liczba tłumaczeń i obecność w literaturze światowej jednoznacznie pokazują pozycję Różewicza.
PAP: Który z dramatów Tadeusza Różewicza jest największym wyzwaniem dla reżysera?
M.F.: Trudno powiedzieć; mogę wskazać, co dla mnie jest ważne w twórczości Różewicza. Cała przygoda z reżyserią polega na tym, aby odkryć jakąś nieoczywistą myśl w tekście. Lata temu zainteresowała mnie sztuka z 1965 r. "Wyszedł z domu". Po latach okazuje się, że ten tekst mówi o rodzinie i szeregu wartości z nią związanych, czyli o fundamencie aksjologicznym i politycznym obecnej władzy. Tradycja, historia, więź pokoleniowa, tożsamość narodowa – to wszystko jest w tym dramacie wpisane jako pewne pochodne rodziny. Ale ta rodzina okazuje się w gruncie rzeczy takim fantazmatem, sposób rozumienia pojęcia rodziny obnaża pustkę i nieprzystawalność. To mechanicznie powtarzane frazesy, na których buduje się silny ideologiczny przekaz. Różewicz jest niesamowicie twórczy i otwarty na kolejne interpretacje.
PAP: Po który dramat twórcy sięgają najczęściej?
M.F.: Po "Kartotekę". To dramat, który jest krokiem milowym dramaturgii polskiej i europejskiej. Jest na liście lektur i siłą rzeczy teatr po niego sięga. Ale sięga też z powodów artystycznych. "Kartoteka" opowiada o świadomości, stanie umysłu, kondycji człowieka po II wojnie światowej, po doświadczeniu, które wypala wiarę w przyszłość i humanizm. Jednak przez swoją otwartą strukturę kolejne pokolenia reżyserów wracały do tego dramatu. Pamiętam z czasów licealnych niesłychane wrażenie, jakie na mnie zrobiła telewizyjna realizacja "Kartoteki" Kieślowskiego z 1979 r. Ta realizacja wpisała się w kino moralnego niepokoju, w poczucie, że dochodzimy do kresu istnienia tej rzeczywistości społecznej, która musi pęknąć za chwilę. Młodzi reżyserzy wciąż biorą na warsztat "Kartotekę". Zawłaszcza że Różewicz w 1992 r. przepisał "Kartotekę" na nowo; w związku z wyjściem Polski z PRL, wejściem w świat liberalny i zachwytem nową rzeczywistością, on już widział, jakie to może przynieść zagrożenia, i zrewidował "Kartotekę".