Belgijskiej publiczności Krzysztof Warlikowski pokazał nie prawdziwy dramat, lecz zbiór teatralnych gadżetów - pisze Jacek Marczyński z Brukseli dla Rzeczpospolitej.
Verdiowski "Macbeth" (tak jest pisane w operze imię Szekspirowskiego bohatera) w Theatre La Monnaie w Brukseli stał się starciem między mistrzem XIX-wiecznej opery a Krzysztofem Warlikowskim, wybitnym twórcą współczesnego teatru. Polak tę walkę przegrał. Operowa sztuka tym razem się obroniła. Choć ma wiele wspólnego z teatrem i jego reguły są jej dziś niezbędne, by istnieć na scenie, to jednak gdy inscenizator traktuje ją jako tworzywo do własnych opowieści, potrafi mu się wymknąć z rąk i żyć własnym życiem. A widz musi się wówczas męczyć: to, co słyszy, zupełnie nie przystaje do tego, co widzi. Z opery nie da się wiele wyciąć, a tym bardziej dopisać, zaś takie normy obowiązują dziś w teatrze dramatycznym. Co prawda mniej wartościowe stare dzieła poddają się unowocześniającym zabiegom, bo dzięki temu ich konwencjonalne historyjki ożywają. Ale w muzyce Verdiego więcej jest dramatyzmu i prawdziwych emocji niż w wielu sceniczny