„Lekcja” Eugène Ionesco w reż. Michała Szafarskiego w Teatrze Przypadków Feralnych w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze Dla Wszystkich.
Eugène Ionesco napisał Lekcję ponad 80 lat temu. Ikoniczny dla teatru absurdu tekst był swego rodzaju odpowiedzią na powojenną rzeczywistość, próbą przepracowania traumy związanej z końcem pewnego sposobu postrzegania rzeczywistości, języka jakim można było opisywać świat. Doświadczenia graniczne, pełne sprzeczności, gdzie śmiech i groza idą ze sobą pod rękę, stały się czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego autora Łysej śpiewaczki. Krakowski Teatr Przypadków Feralnych wziął na warsztat Lekcję i jak się okazuje, mimo upływu lat, wciąż jest o czym rozmawiać na jedynych w swoim rodzaju, ekscentrycznych korepetycjach.
Zanim do drzwi Profesora (Michał Orzyłowski) zapuka Uczennica (Maria Pilch) widzowie mogą podsłuchać newsów, jakich w mieszkaniu uczonego z kamiennym wyrazem twarzy słucha Służąca (Alicja Kurowska). A są to informacje, będące listą przebojów „Wiadomości TVP” (choć bez kultowego für Deutschland). Nagromadzenie treści, które w dość niewyszukany sposób są codziennie wtłaczane do głów widzów, w połączeniu z syndromem oblężonej twierdzy – Polski jako ostatniego obrońcy (wiadomo, przecież nie obrończyni) „prawdziwych wartości” powoduje, że od samego początku spektaklu mamy do czynienia z ostrym kontrastem dwóch światów – tego w symbolicznym mieszkaniu reprezentującym to, co prywatne, osobiste, z tym co na zewnątrz (ogólnym, społecznym).
Przedstawienie oplata zamknięta klamra – taniec Służącej (stylizowanej w wyglądzie i ruchach na Wednesday z przeboju Netflixa) do piosenki Psycho Killer zespołu Talking Heads. Gadające głowy nie przestają paplać ani przed, ani po wydarzeniach w mieszkaniu Profesora. A w samym apartamencie dzieje się niemało. Początkowo nieśmiała Uczennica pokornie powtarza za mentorem kolejne ćwiczenia – wszak jest produktem nowego świata, chce jak najszybciej, mimo młodego wieku, uzyskać doktorat (najlepiej w kilka dni, może tygodni). Nauczyciel z kolei, początkowo onieśmielony aparycją dziewczyny, z czasem przejmuje inicjatywę i wciąga Uczennicę w coraz bardziej absurdalne intelektualne potyczki. Będąc z różnych pokoleń, światów, nie mogąc porozumieć się na płaszczyźnie języka, uciekają do cielesności – wspólnego tańca. Momenty, w których Profesor i Uczennica konstruują kolejne układy choreograficzne zdają się najbardziej ich do siebie zbliżać. Pomijając sugestywne, erotyczne konotacje na linii nauczyciel-uczennica, mężczyzna-dziewczyna, czy doświadczenie-niewinność, niewerbalne fragmenty spektaklu pozwalają obojgu na chwilowe zrzucenie masek, wyjście z okopów absurdalnego potoku słów, za którym oboje chowają się ćwicząc arytmetykę czy neohiszpańskie dialekty. Oczywiście jest to rozwiązanie chwilowe. Nawet najbardziej wymyślne akrobacje nie ustrzegą postaci od absurdu istnienia. Nie ma ucieczki przed nieuniknionym. Coraz bardziej agresywny sposób komunikacji między Profesorem i Uczennicą musi skończyć się ostatecznie trupem młodej adeptki. Tainted love, jak śpiewa Soft Cell (również wykorzystane w przedstawieniu).
Warto zwrócić uwagę na sposób wykorzystania przestrzeni w Lekcji. Ze względu na swoją specyfikę, scena w Klubie pod Jaszczurami pozwala na szybki, bezpośredni kontakt z widownią. Dzięki temu poszczególne osoby, dzięki zaangażowaniu Profesora, mogą w mniejszym lub większym stopniu brać udział w korepetycjach, odpowiadać na pytania zadawane przez belfra. Włączenie postronnych osób w morderczą debatę ma swój dodatkowy cel – uświadamia, że nie da się stać z boku i nie mieć zdania. Ten czas już minął, już trzeba się opowiedzieć.
Lekcja Ionesco, w wykonaniu Teatru Przypadków Feralnych, to krótka, ale intensywna podróż w odmęty absurdu. Aktualność problematyki zawartej w dramacie sprzed ponad 80 lat przeraża. Choć może nie powinna, bo jak mówi dobrze znany frazes: Kto mieszka w Polsce, ten się w cyrku nie śmieje.