Ta wystawa to wielkie zaskoczenie. Lalki z moich ukochanych spektakli nie zawsze są piękne. A te, które umknęły mojej uwadze w teatrze, pokazują swoje nowe, niezwykłe oblicza - o wystawie w poznańskim Arsenale pisze Ewa Obrębowska-Piasecka.
Tekturowa czapka ułańska, brudny, szary misiek i zakurzony koń na biegunach zagrały w jednym z najpiękniejszych przedstawień Teatru Animacji - "Ribidi rabidi knoll" Janusza Ryl-Krystianowskiego. Na wystawie, otwartej w Arsenale z okazji 60-lecia teatru, nie wyglądają atrakcyjnie, ale wnoszą do niej zapach teatralnych kulis. To przedziwna mieszanka kurzu z kotar, woni starych tkanin, wysuszonego drewna scenicznych desek, drażniącego swądu przegrzanych filtrów i rozpalonych reflektorów oraz czegoś jeszcze, co trudno nazwać i czym tylko teatr pachnie. Jacek Zagajewski - kurator wystawy - uczynił z czarnych, teatralnych kotar ramy do wyeksponowania lalek z poszczególnych przedstawień. Mamy więc przestrzenne obrazy, z których wyłaniają się bohaterowie "Śnieżki", "Kubusia Puchatka", "Ballady o Kopciuszku", "Dziadka do orzechów"... Staje się rzecz niezwykła, bo możemy podejść do nich bardzo blisko i zaglądać im w oczy. Oto Klara z "Dziadka do Orzechów"