Mamy w krytyce taką nową fazę: recenzentów recenzujących, ale nie spektakle, lecz siebie nawzajem. Może to jest przyszłość? Może przyszłością krytyki jest metakrytyka? Może przedstawień nikt już nie ogląda, a powstają tylko po to, by się nazywało, że robimy teatr i gadamy o teatrze? - pisze Maciej Stroiński.
Pisarze mają odruch, żeby wszystko opisywać, natomiast krytycy - proszę zgadnąć, jaki odruch. Teatr jest tylko pretekstem do prężenia klawiatury. Skoro teatr jest "krytyczny" i bardzo samoświadomy, bardzo na sobie skupiony, to krytyka chce tak samo. Jak za czasów Marksa, por. "Święta rodzina, czyli krytyka krytycznej krytyki". Pod kątem obyczajowym stanowimy, recenzenci, awangardę środowiska. W środowisku teatralnym nie jest przyjęte, żeby jechać po kolegach. To znaczy publicznie. Ale w sumie czemu? Proponuję wieczór pod tytułem "Balls out", godzinę szczerość. My już to robimy i zapraszamy do brania przykładu. Chcemy walk na ringu, chcemy walk w kisielu. Niechaj inspiracją będzie, wrzucona na YouTube, walka Grzegorzewski kontra Garbaczewski. Krytyka innych krytyków. Drewniak robi to od zawsze (partie "Kołonotatnika" z obyczajów recenzentów), ja to robię od niedawna (por. beef z Domagałą albo cyklik o krytyce). Najnowsza mutacja: masz jakiś "sw