- To nie będzie patetyczny bryk narodowy - zapewnia Krzysztof Babicki, reżyser "Wesela", którego premiera uświetni jutro jubileusz 120-lecia teatru w Lublinie.
Właściwa sztuka we właściwym czasie. W ponurej, listopadowej porze wyjdą na scenę polskie zjawy, demony i upiory. Arcydramat Stanisława Wyspiańskiego ma wymiar uniwersalny. To opowieść o Polsce, nie złagodzona poetyckimi ani alkoholowymi oparami diagnoza kondycji społeczeństwa, bolesny dramat niemożności. Z porażającym, wyzbytym wszelkiej nadziei finałem chocholego tańca. Aktualne? Aktualne. Choć "Wesele" kończy jedna z najbardziej pesymistycznych scen w historii teatru, na lubelskiej scenie właśnie tą sztuką święci się wszystkie okrągłe jubileusze. Począwszy od pamiętnej inscenizacji z 1944 roku, przygotowanej przez zespół Teatru Wojska Polskiego, "Wesele" pojawia się w Osterwie co dwadzieścia lat. W czwartej, aktualnej, pojawią się kosy wykorzystane w realizacji z roku 1984. Weselny staż mają też teatralni seniorzy, jak grający Żyda Roman Kruczkowski, czy wcielający się w Wernyhorę Włodzimierz Wiszniewski. Reżyser Krzysztof Babicki