"Słowo daję" to jedyny festiwal, w którym słowo jest czczone, hołubione i wyniesione na piedestał. Druga edycja festiwalu opowiadaczy historii najróżniejszych zacznie się już w piątek, 3 lipca.
Być może trudno w to uwierzyć niektórym młodszym Czytelnikom, ale kiedyś na świecie nie było telewizji. Jeszcze bardziej szokująca może być informacja, że radia i internetu też nie było. Pozostaje zasadnicze pytanie: jak ludzie zabijali wte-dy nudę? Odpowiedź brzmi: słuchali historii wymyślanych przez profesjonalnych opowiadaczy. Nazywali się różnie w zależności od kręgu kulturowego. W Afryce byli to grioci, na Białorusi i Ukrainie lirnicy, w Japonii Rakugocy. Łączyło ich jedno: dostarczali świeżych informacji, zabawiali i wzruszali publikę. Byli jednoosobową, żywą krzyżówką internetu, telewizji, radia i gazety. Teraz taka forma rozrywki przeżywa swój renesans (jest na to nawet fachowe angielskie określenie: story-telling revival), a swój udział ma w tym lubelskie "Słowo daję". - Chcemy stworzyć w Lublinie środowisko opowiadaczy i przywrócić do łask zapomnianą sztukę opowiadania historii - wyjaśnia cel imprezy Marysia Artemiuk, jed