Wciąż nie wiadomo, kto pokieruje po wakacjach Teatrem Osterwy w Lublinie. Komisja uznała, że żaden z kandydatów nie spełnia wymaganych kryteriów i konkursu nie rozstrzygnęła. Tymczasem aktorzy apelują do marszałka o pozostawienie na stanowisku Doroty Ignatjew. Ale ten nie odpowiada.
Dorota Ignatjew kieruje lubelskim Teatrem Osterwy od września 2016 roku. Jej umowa wygasa z końcem sierpnia. Ówczesna dyrektor wielokrotnie dawała do zrozumienia, że jeśli Zarząd Województwa nie przedłuży z nią współpracy, sama w konkursie nie wystartuje. Zmieniła zdanie w marcu na prośbę jednego ze Związków Zawodowych działających przy lubelskiej scenie.
O stanowisko nie ubiegała się jednak sama. Do zarządzania teatrem zgłosiło się sześciu innych kandydatów. To m.in. aktorzy Paweł Kleszcz, Marek Pasieczny, Ryszard Adamski i Witold Kopeć (ten ostatni pracuje w "Osterwie" i jest przewodniczącym solidarnościowego związku zawodowego w teatrze). Dyrektorem chciał też zostać wieloletni reżyser Adam Sroka, który w przeszłości kierował już teatrami w Opolu i Radomiu.
Dla komisji konkursowej okazało się to jednak zbył mało. Zaraz po przesłuchaniach rzecznik Marszałka Województwa Lubelskiego poinformował, że "konkurs pozostał nierozstrzygnięty, ponieważ żaden z uczestników dopuszczonych do udziału w konkursie nie uzyskał bezwzględnej większości głosów, a tym samym nie spełnił kryteriów oceny ustalonych przez Komisję Konkursową." Oznaczało to więc m.in., że choć dwoje kandydatów kierowało już z sukcesami innymi instytucjami kultury, dla członków komisji okazali się być osobami niekompetentnymi.
Warto tu jednak nadmienić, że komisja konkursowa składała się w sumie z dziewięciu osób, z czego większość mieli przedstawiciele marszałka i ministerstwa kultury. To właśnie oni za każdym razem konsekwentnie wstrzymywali się od głosu, blokując tym samym możliwość wskazania któregokolwiek z kandydatów (prawo głosu mieli także przedstawiciele Związku Artystów Scen Polskich i Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów oraz dwie osoby reprezentujące związki zawodowe).
- W moim przekonaniu był to rodzaj jakiejś gry i próby nierozstrzygnięcia tego konkursu. Rozmawiałem z aktorami tego teatru i jak wieść gminna głosi, na dyrektora ma być mianowany ktoś przez władze województwa. To dość ciekawe, że nie mówi się o zarzutach dotyczących idei czy profilu teatru, tylko próbuje się sprawę rozmywać - mówił we wtorek na antenie radia Tok FM Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie, który w komisji konkursowej reprezentował SDT.
"Dyrektora wskażą politycy"
Była w niej też Jolanta Rychłowska z Teatru Osterwy. W rozmowie z Wyborczą podkreśla, że decyzję o nierozstrzygnięciu konkursu boleśnie odczuło większość zespołu lubelskiej sceny. - To był ciężki cios. Teraz bardzo obawiamy się tego, co wydarzy się po wakacjach. Teatr był przecież na tzw. fali wznoszącej, co tylko potwierdza, że pani Dorota Ignatjew jest wspaniałym dyrektorem artystycznym i świetnie zarządza teatrem. No ale widocznie to nie wystarcza - wyjaśnia Rychłowska.
Aktorzy wierzą jednak, że marszałek województwa ogłosi wkrótce nowy konkurs lub wystąpi do ministra kultury o zgodę, by Dorota Ignatjew została dyrektorem bez przeprowadzania konkursu. Napisali nawet w tej sprawie list, który jak dotąd pozostaje bez odpowiedzi.
- Dziwne jest w ogóle, że ktoś uznaje, że obecna dyrektor nie spełnia warunków. Poprzednio spełniała, a teraz nie? Ciężko jest nam to wszystko ogarnąć i zrozumieć. W układzie sił, gdzie większość głosów mają urzędnicy, artyści nie mają szans. Jest rzeczą oczywistą, że w tej chwili politycy będą wyznaczać dyrektora artystycznego i naczelnego - komentuje Rychłowska. Według niej zespół teatru jest bliski rozpadu.
- Już o tym rozmawiamy. Jest nam przykro z tego powodu, bo wbrew wszystkiemu zachowywaliśmy bardzo duży dystans, czekając z wiarą i nadzieją na to, że urząd marszałkowski dostrzeże ogrom pracy i sukcesy. Bo to jest niemożliwe, żeby osoba, która tak podniosła teatr w ciągu czterech lat została odsunięta. Myśmy w to nie wierzyli - tłumaczy aktorka.
O wyjaśnienia poprosiliśmy w środę Urząd Marszałkowski. Zapytaliśmy m.in. jak to możliwe, że żaden z kandydatów nie otrzymał rekomendacji komisji. Chcieliśmy też wiedzieć, czy marszałek Jarosław Stawiarski odpowie na list aktorów teatru i kto ewentualnie mógłby objąć po wakacjach stanowisko dyrektora. Ciągle czekamy na odpowiedź.
Ignatjew wzorcowym przykładem dyrektora
Sytuacja w lubelskim teatrze była we wtorek głównym tematem audycji "Kultura osobista" we wspomnianym już wcześniej radiu Tok Fm. Goście Marty Perchuć-Burzyńskiej zastanawiali się m.in. nad tym, co teraz stanie się z lubelską sceną. - Pomysł na wykonywanie takich ruchów pod koniec sezonu jest niezwykle niebezpieczny dla teatru. Buduje się go latami, a można rozwalić w bardzo szybkim tempie. Dyrektor, który ma rozpocząć sezon szczególnie w takim trudnym momencie, musi mieć na to czas. A w zasadzie już teraz go nie ma, bez względu na to, kiedy miałby zostać rozpisany nowy konkurs - tłumaczył Łysak.
Obecny w studiu dziennikarz i publicysta Witold Mrozek podkreślał z kolei, że nie rozumie decyzji komisji, bo Dorota Ignatjew jako dyrektorka wydaje się być wzorcowym przykładem zarządcy instytucji kultury. - Jest to dyrektorka, która oddłużyła teatr, wyprowadziła go na szerokie artystyczne tory, dała mu ogólnopolską rozpoznawalność i sukcesy artystyczne. Jeżeli miałbym się zastanowić, dlaczego nie jest ona po myśli władzy to pewnie dlatego, że jest samodzielna i robi swoje - mówił i dodawał:
- Myślę, że władza województwa nie ma na jej miejsce dobrego alternatywnego pomysłu i czeka nas teraz dopasowywanie kogoś do tej instytucji. To może być ktokolwiek, nawet dyrektor masarni. Będzie testować się różnych ludzi, aż w końcu kogoś się przypasuje. Będzie to forma eksperymenty robiona na żywym organizmie bez szacunku dla zespołu i widza. Podobne działania miały już miejsce w samym Lublinie, chociażby w Centrum Spotkania Kultur - spuentował Mrozek.
Obecna dyrektor Dorota Ignatjew nie chciała komentować wyniku konkursu.