Na ogół umiem przewidzieć, kto i jak oceni spektakl w danym teatrze... Ale nieraz przeżywam i zaskoczenia; tak ostatnio przecierałem oczy ze zdumienia, czytając Łukasza Maciejewskiego w "Gazecie Krakowskiej". Łukaszu, tylu głupstw, tylu nielogiczności chyba nigdy Ci się nie zdarzyło napisać... Szkoda - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.
Nie zasłużył "Mały lord" na tak wielką Twą nonszalancję w ocenie. Cóż, tym razem różnimy się skrajnie, no, poza zachwytem dla Marty Bizoń... Jakże inaczej odebrałem ten wieczór w Operze Krakowskiej. Moim zdaniem zrealizowany przez Janusza Szydłowskiego "Mały lord" jest spektaklem atrakcyjnym muzycznie, aktorsko, inscenizacyjnie, spektaklem, który cudownie bawi i autentycznie wzrusza. I jest kolejnym sukcesem Janusza Szydłowskiego; reżyser raz jeszcze dowiódł, że umie poprowadzić spektakl muzyczny - nieważne czy recital, czy wieloobsadową produkcję, jak grany z niezmiennym powodzeniem w Teatrze Bagatela "Tajemniczy ogród". Teraz przygotował inną powieść tej samej autorki, Frances Hodgson Burnett, także z muzyką, jak i w przypadku "Ogrodu", Brytyjczyka Stevena Markwicka. I co? Bawiłem się wspaniale, urzeczony muzyką, melodyjną, chwilami przebojową - czego wymaga musical, poruszały mną przeżycia bohaterów, acz, oczywiście, nie ma tu skomp