Dzisiejsza inauguracja przenieść nas może w przeszłość, do niedokończonego kongresu kultury z roku 81. Głosiłam wówczas konieczność przekształcenia wielkiego emocjonalnego zrywu, jakim była pierwsza "Solidarność", w wysiłek intelektualny, trwalszy od wzlotów ducha komponent zmiany. Mija trzydzieści sześć lat i zaklęty krąg polskości dokonał obrotu. Nieliczni już - a do nich należę - mogą zobaczyć siebie, wciąż stających wobec znamiennego dramatu - pisze prof. Janion do uczestników Kongresu.
Przemysław Czapliński określił owo błędne koło jako antynomiczny dryf - sprzeczność między modernizacją a modernizmem. Ten drugi wymaga właśnie wysiłku intelektualnego i odnowienia znaczeń wspólnoty - wymaga jej d e s a k r a l i z a c j i jako warunku rzeczywistego upodmiotowienia. Tak rozumiany modernizm żąda emancypacji mniejszości, poszanowania praw jednostek, rzeczywistej równości płci. Nie da się to pogodzić z dążeniami prawicy. "Jedni chcą do przodu, a inni nie chcą do tyłu" - pisze Czapliński i dodaje: "sami sobie jesteśmy kulą u nogi". Diagnozy stawiane za poprzednich rządów przy niewielkiej korekcie pozostają aktualne. Plan Morawieckiego to XIX-wieczna utopia modernizacyjna, XIX-wieczna, powtórzę, i pozytywistyczna. Towarzyszy jej potężny regres w sferze mitów, symboli i wartości. Grzechem poprzedniej władzy było niedocenianie roli twórców i pracowników kultury. Dziś obserwujemy oczywisty, centralnie planowany zwrot ku kulturz