Szanowny Panie, kiedy tylko usłyszałem, że podjął się Pan reżyserii gdańskiego czytania "Golgota Picnic", zacząłem w głowie układać list do Pana. Nie z pretensjami, tylko z potrzebą rozmowy. Nie wiem, czy to grzecznie taki list przedstawiać publicznie, no ale tyle było już w tej sprawie niesalonowych zachowań, że jedno więcej niczemu nie zaszkodzi - pisze "z należnym szacunkiem" Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Od razu wyjaśnię, że przeczytałem sobie tekst "Golgota Picnic" i nie znalazłem w nim bluźnierstw, przeciwko którym miałbym protestować. Byłem też gotów obejrzeć zapis wideo, ale widzi Pan, organizatorzy czytań sztuki udostępniają plik tylko tym, którzy zobowiązują się do jego publicznego prezentowania. Taka to dystrybucyjna wolność, nic nie poradzę. "Golgota Picnic" przeczytałem jako sztukę o współczesnym przesycie i o współczesnej duchowej pustce, tekst zwrócony przeciwko wszystkiemu, co Garcia nazywa "słowem", a co zabija w człowieku zdolność do "śmiechu", czyli, jak się domyślam, nieskrępowanej radości życia. W tym kontekście Garcia faktycznie wypisuje na temat chrześcijaństwa i Chrystusa różne niestworzone rzeczy, no ale nie jest w tym wcale taki oryginalny. Nietzsche w "Antychryście" wypowiedział wiele gorszych obrazoburstw, z tym że - widzi Pan - o samym Jezusie potrafił jednak napisać, że był pierwszym i zarazem ostatnim chr