EN

23.09.2021, 11:45 Wersja do druku

Libera/lny danse macabre

"Krótka rozmowa ze Śmiercią" wg Mikołaja z Mierzyńca i Mikołaja Reja w reż. Marcina Libera z Teatru im. A. Fredry w Gnieźnie na III Kieleckim Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym. Pisze Tomasz Domagała w dzienniku festiwalowym na blogu domagalasiekultury.pl.

fot. Dawid Stube / mat. teatru

Siedząc na kieleckiej widowni i czekając na festiwalowy pokaz spektaklu Marcina Libera, który miałem właśnie za chwilę obejrzeć po raz drugi, myślałem o tym, w jak inteligentny sposób reżyser wykorzystał w nim sceniczny wizerunek legendarnej już dziś angielskiej piosenkarki Amy Winehouse. Od razu też stanął mi przed oczami jeden z najbardziej dramatycznych publicznych występów w jej karierze, gdy na miesiąc przed śmiercią, w Belgradzie, pijana i naćpana Amy wykonywała mój ukochany utwór Back to black. Po powrocie do domu od razu to nagranie odnalazłem i jeszcze raz, z zaciśniętym gardłem, obejrzałem. Pod filmikiem ktoś napisał, że towarzyszyliśmy właśnie umieraniu Amy na scenie; a gdy czytałem te słowa, ona śpiewała z ekranu: W czerń czerń czerń czerń czerń czerń czerń, znowu spadam, znowu spadam w czerń. Przeszły mnie ciarki. Zacząłem się zastanawiać, w którym momencie śmierć rozpoczęła z nią swój makabryczny taniec, żeby wreszcie po kilku tygodniach, miesiącach, latach skrócić jej męczarnie. To oczywiście jakiś rodzaj podszytej moim osobistym egzystencjalnym lękiem personifikacji tego najbardziej tajemniczego i niezgłębionego zjawiska w ludzkim życiu, ale też wizja, która prowadzi nas wprost w kierunku staropolskiego tekstu, oraz całej średniowiecznej tradycji danse macabre, a przez nią – do koncepcji spektaklu Marcina Libera. 

Z tej perspektywy wygląda ona tak, że oto Śmierć postanowiła na te półtorej  godziny scenicznej opowieści przybrać postać Amy Winehouse, ale – by nieco z nas zadrwić – w czterech osobach (piosenkarka i jej chórek, wymiennie obsadzany przez aktorki), jakby chciała nam przez to powiedzieć, że może się przebrać za każdego, nawet za jedną ze swoich największych i najbardziej udręczonych ofiar. Czy chciała nam pokazać swoją potęgę? Nie wiem. Czy chciała się do nas nieco bardziej zbliżyć? Może. Pytań jest wiele, a odpowiedzi nie padną, gdyż staropolska narracja również nam ich nie daje. Z teatralnego punktu widzenia świetnie też do tej koncepcji pasują przytoczone wyżej słowa piosenki Back to black, w jakiś bowiem niepojęty sposób opisują samą istotę teatru. Gdy aktorki kończą przedstawienie, zanurzają się w czerni teatralnego blackoutu. Gdy Śmierć w spektaklu Libera schodzi z teatralnej sceny, zanurza się tam, gdzie jej dom i królestwo – w czerń, w ciemność. Spektakl się kończy, a my wracamy do tajemnicy i lęku. Przyznaję, że mając tuż za sobą dwie prawdziwe, poważne rozmowy z tytułową bohaterką, nie mogłem spokojnie oglądać tego spektaklu. Zabawny dla większości widzów moment, w którym jedna z aktorek wskazała palcem na publiczność, oczekując, że zachowamy się jak Polikarp czy członkowie zespołu Nagrobki, był dla mnie traumatyczny – niby podobnie do innych rozbawiony żartem, trząsłem się niczym człowiek rażony prądem, gdzieś jednak w głębi duszy poczułem obsesyjny lęk. Bo ze Śmiercią nie ma żartów, nawet w teatrze.

fot. Dawid Stube / mat. teatru

Marcin Liber należy do tych reżyserów, którzy jeńców nie biorą. Jest to twórca charyzmatyczny, inteligentny i zdecydowany (zazwyczaj wie co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego). Operuje znakiem teatralnym mocnym, przemyślanym, ma określone preferencje repertuarowe, lubi polską klasykę na przykład i postmodernistyczne gierki, umie jednak – w przeciwieństwie do wielu innych twórców – świadomie i konsekwentnie używać ich do budowy scenicznego świata. Czasem przesadza z ilością bodźców, ale nie w Gnieźnie. W Teatrze im. Fredry postanowił zaadaptować na scenę staropolskie arcydzieła: Krótką rozprawę między trzema osobami Panem, Wójtem a Plebanem Mikołaja Reja oraz piętnastowieczną Rozmowę Mistrza Polikarpa ze śmiercią Mikołaja z Mierzyńca, utwory same w sobie niezwykle trudne do realizacji. Główną przeszkodę w adaptacji stanowi tu staropolszczyzna, która dla wielu z nas może być dziś po prostu niezrozumiała, do tego w tekście napisanym wierszem. Na scenie Libera nic takiego nie ma jednak miejsca, ponieważ reżyser ze swoimi realizatorami znalazł dla tych historycznych tekstów niezwykle atrakcyjną formułę. Można by w gruncie rzeczy powiedzieć, że są one częścią niezwykłego, brawurowo wykonywanego koncertu popularnego zespołu Nagrobki, tworzącego muzykę do spektaklu. W prologu (fragmenty Krótkiej rozprawy) tego koncertu widzimy współczesnych Pana, Wójta oraz Plebana (w biskupiej szacie), którzy naświetlają nam ziemskie, ludzkie relacje. Właściwy koncert zaczyna się sceną, w której Śmierć wwozi leżącego na łóżku Mistrza Polikarpa, wyglądającego niczym nagrobna, szara rzeźba i ożywia go, żeby – na to wskazuje logika – mieć z kim rozmawiać (podobnie robi z Amy Winehouse). Potem następuje kalejdoskop różnych scenicznych słów i działań: są polskie ludowe pieśni pogrzebowe, gdzieniegdzie wykonywane jeszcze na wiejskich cmentarzach czy po domach w żałobie, są piosenki Nagrobków, są fragmenty tekstu, jest palone kadzidło, jest wreszcie znakomite aktorstwo (polecam uwadze zwłaszcza operowanie staropolszczyzną), są wreszcie dyskretne, społeczno-polityczne aluzje do współczesności (przykładem motyw przepysznego tęczowego komentarza z wrzeszczącym Biskupem w tle). Całość kończy się słynnym w średniowieczu danse macabre, do którego „Amy Winehouse” i jej koleżanki zapraszają również publiczność, ochoczo ruszającą w tan (przynajmniej w Kielcach).

Spektakl ten – sam w istocie będący jednym wielkim danse macabre – podobnie jak finałowy taniec aktorów i publiczności buduje rzadką dziś w teatrze, nieudawaną i nieutopijną wspólnotę, co jest w moim przekonaniu wielkim zwycięstwem Marcina Libera i jego zespołu. To jedyne od kilkunastu miesięcy przedstawienie, które powołuje na scenie prawdziwą wspólnotową więź, wzmocnioną dodatkowo okolicznościami pandemii i  towarzyszącym jej prawdziwym tańcem śmierci, relacjonowanym w mediach każdego dnia. Ten na scenie jest całkiem przyjemny, może więc z jego pomocą uda się jakoś oswoić ten realny, prowadzący nas i naszych bliskich w czerń. Mam nadzieję, bo to w końcu jedna z najpiękniejszych funkcji teatru: dawać nam odrobinę poczucia bezpieczeństwa, choćby i złudnego.

Tytuł oryginalny

Krótka rozmowa z teatrem – oficjalny dziennik 3. Kieleckiego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego

Źródło:

domagalasiekultury.pl
Link do źródła