EN

10.03.2021, 08:42 Wersja do druku

"Lewiatan" w TVP zamiast ucieszyć, tylko mnie rozsierdził. To była zbrodnia na powieści Akunina

"Lewiatan" Borisa Akunina w reż. Bartosza Konopki w Teatrze TV. Pisze Jacek Szczerba w Gazecie Wyborczej.

fot. mat. prasowe TVP

Do "Lewiatana" Bartosza Konopki w poniedziałkowym Teatrze Telewizji odniosę się w lakonicznym trybie, jaki Fandorin zwykł stosować, prezentując swe logiczne rozumowanie.

Telewizji, zwłaszcza kanałów informacyjnych, nie oglądam. Zresztą nie tylko TVP Info mam za kanał propagandowy. Ale TVP 1 w poniedziałek o godz. 21 musiałem włączyć, bo zapowiedziano na tę porę w Teatrze Telewizji adaptację „Lewiatana” (1998, wydanie polskie 2003), trzeciej z serii powieści Borisa Akunina o Eraście Fandorinie.

Fandorin to taki rosyjski Sherlock Holmes. Całą serię Akunina wielce poważam jako przykład inteligentnej rozrywki, a jednocześnie wielopoziomowej gry w podteksty, jaką autor prowadzi z czytelnikami obeznanymi ze światową kulturą, nie tylko masową.
Boris Akunin jak Agatha Christie

Akcja „Lewiatana” dzieje się w pod koniec lat 70. XIX wieku na tytułowym eleganckim statku płynącym z Southampton do Kalkuty. Poszlaki wskazują na to, że wśród pasażerów jest sprawca bestialskiej zbrodni popełnionej niedawno w Paryżu. Chce go dopaść francuski komisarz Gauche (Piotr Głowacki), w pierwszej scenie wchodzący na pokład „Lewiatana”. Jego sojusznikiem okaże się Fandorin, początkowo także jeden z podejrzanych, podróżujący właśnie do Japonii, by objąć tam placówkę dyplomatyczną.

Każdy jakkolwiek rozeznany w literaturze kryminalnej z łatwością dopatrzy się tu podobieństw do „Śmierci na Nilu” (1937) Agathy Christie, której druga ekranizacja w reżyserii Kennetha Branagha z powodu pandemii wciąż czeka na kinową premierę.

„Lewiatan” w TVP w lakonicznym trybie

Do „Lewiatana” Bartosza Konopki, reżysera nominowanego do Oscara za „Królika po berlińsku”, odniosę się w lakonicznym trybie, jaki Fandorin zwykł stosować, prezentując swe logiczne rozumowanie.

– Spektakl zdominowała imponująca dekoracja i eleganckie kostiumy, to raz. Autorzy chyba tak się z nich ucieszyli, że za punkt honoru przyjęli pełne ich wyeksponowanie. Nawet kosztem fabuły. I markowych aktorów.

– Powieść Akunina ma skomplikowaną strukturę. Kolejne rozdziały są pisane z perspektywy kilkorga uczestników rejsu. Cezary Harasimowicz, autor adaptacji, nie znalazł sposobu, by ugryźć intrygę inaczej. To dwa. A gdy jeszcze zmuszony był uprościć długachne dialogi, śledztwo stało się nie dość finezyjne. Ktoś, nie wiem, czy Harasimowicz, czy Konopka, z rozpędu zmienił także finałowy „sposób usidlenia mordercy”.

fot. mat. prasowe TVP

– Po manierze realizacyjnej widać, że czasu na rejestrację autorzy mieli za mało. To trzy. A gdy czasu jest za mało na pracochłonne i czasochłonne zmiany ustawień kamery, to kamerzystę wpuszcza się między bohaterów. W trybie „paradokumentalnym”. A ten tryb w ogóle nie pasuje do poetyki śledztwa, która winna być zimna i obiektywna.

– Z powieści Akunina wiadomo, że Fandorin jest piękny. To ważna jego cecha. Obsadzony w tej roli Piotr Żurawski piękny nie jest. A urody nie da się zagrać. To cztery. Zresztą, ucharakteryzowano Żurawskiego raczej na Mefistofelesa niż na Fandorina.

– Konopce i autorowi zdjęć Pawłowi Dyllusowi zbytnio spodobało się, że rzecz dzieje się na morzu. Przesadnie rozkołysali kamerę. To pięć. Widać, że najbardziej podjarała ich scena delirycznego tańca, uwieczniona rozhuśtanym obiektywem. Poniedziałkową emisję powinna poprzedzać reklama: „Na spektakl zaprasza producent aviomarinu”.

– Wstawki animowane, informujące, do jakiego portu zawinął akurat „Lewiatan”, może i były ładne, ale niewiele, poza samą informacją, wniosły. To sześć. Nowy port raczej dałoby się też zaanonsować zmianą w menu dla pasażerów.

A tak w ogóle to jestem przekonany, że na ekranizację prozy Akunina należy się porywać tylko wówczas, gdy ma się kupę szmalu. Rosjanie sfilmowali trzy jego powieści, ale zawsze nie do końca udanie. W „Gambicie tureckim” (2005) w epizodzie Anglika McLauglina wystąpił Daniel Olbrychski. Najbardziej mi żal, że nic nie wyszło z hollywoodzkiego filmu Paula Verhoevena wg otwierającego serię „Azazela”.

Tytuł oryginalny

"Lewiatan" w TVP zamiast ucieszyć, tylko mnie rozsierdził. To była zbrodnia na powieści Akunina

Źródło:

„Gazeta Wyborcza” online

Link do źródła

Wszystkie teksty Gazety Wyborczej od 1998 roku są dostępne w internetowym Archiwum Gazety Wyborczej - największej bazie tekstów w języku polskim w sieci. Skorzystaj z prenumeraty Gazety Wyborczej.