Pewien kolega, i przełożony (na szczęście, były), lubił mówić, że dziennikarzom od kultury można mało płacić, bo mają przyjemną pracę. Jak to zrymował Marian Załucki, zdenerwowawszy się na Karola Szpalskiego? "Ty mi wyznaczasz/ terminy i stawki/ o mój ty przełożony/ z lewej do prawej nogawki" - pisze Wacław Krupiński w swoich Kulturałkach w Dzienniku Polskim.
Przyjemność! Powiem wprost: to o mnie pisał Paweł Głowacki w recenzji z "Tanga" [na zdjęciu] Mrożka wystawionego w Bagateli, wspominając tych, co "futrami żon miotali, krzycząc skandal, dno, zero". Z krzykami przesadził, ale prawdą jest, że dawno mnie w teatrze taka wściekłość nie ogarnęła. Fakt, moja wina. Bo jak przed premierą reżyser oznajmia, że Mrożek sztukę przegadał, zatem on dla równowagi sceny nieme dołożyć musi i trzy dodatkowe postaci takoż, to należy iść w tango, ale na "Tango" niekoniecznie. A mnie przyjemność się zamarzyła, Mrożka mi się zachciało. No to dostałem... Z pół tekstu wywalił ów poprawiacz, bo na swoje musiał mieć miejsce. Już na początku serwuje z kwadrans nudów bez słów, bo ileż można oglądać, jak faceci z łóżek się zwlekają i z rannym moczem biegają do toalety. Miejsce to w ogóle silnie obecne jest w spektaklu; stale to ktoś tam wpada, to wypada, a i odgłosów stamtąd nam Mrożkowy ulepszacz n