„Latający Holender” Richarda Wagnera w reż. Łukasza Witt-Michałowskiego i Barbary Wiśniewskiej z Opery Bałtyckiej w Operze Leśnej w Sopocie na Baltic Opera Festival. Pisze Grażyna Antoniewicz w „Polsce Dzienniku Bałtyckim”.
Baltic Opera Festival kończy się dzisiaj, jest to niewątpliwie wyjątkowe wydarzenie artystyczne. Pomysł, by wykorzystać niesamowitą przestrzeń sopockiej Opery Leśnej pojawił się w 2009 roku, gdy Tomasz Konieczny - wybitny polski bas-baryton - po raz pierwszy wystąpił na tej scenie w „Złocie Renu" Ryszarda Wagnera.
Ponieważ atutem tego miejsca jest niezwykła, naturalna akustyka pomyślał, że warto zorganizować festiwal, nawiązujący do przedwojennej tradycji wystawiania w tym miejscu dzieł operowych. Przed laty był tu bowiem organizowany na wzór słynnego festiwalu w Bayreuth, coroczny Festiwal Wagnerowski. Do Opery Leśnej sprowadzano wówczas najlepszych śpiewaków wagnerowskich. To właśnie dlatego, w latach 30. XX wieku Sopot nazywano „Bayreuth Północy".
Holender nocą
O przedwojennych przedstawieniach oper Wagnera w sopockiej Operze Leśnej niemiecki dyrygent Hans Knappertsbusch tak pisał: „Nocne spektakle skąpane w świetle księżyca miały taką poetycką moc, że rzadko doświadczałem tak intensywnych emocji w świątyniach sztuki".
Nawiązując do tej tradycji zobaczyliśmy „Latającego Holendra" Richarda Wagnera w lipcową, jasną noc.
Zanim doszło do premiery, w trakcie prób odkryto nieużywany kanał orkiestrowy, zdemontowano znaną z festiwali piosenek scenę, odsłaniając drewnianą podłogę, mającą znaczenie dla akustyki, wreszcie dekoracje zaprojektowane przez znakomitego scenografa Borisa Kudličkę zamieniły scenę w okręt wędrującego po morzach i oceanach Holendra tułacza.
Pomysł na tę operę narodził się podobno podczas rejsu po Bałtyku i Morzu Północnym. Wagnera zainspirowała zwłaszcza sytuacja, gdy statek musiał schronić się przed sztormem w norweskim fiordzie. Był to według wspomnień kompozytora, moment, kiedy „legenda o latającym Holendrze, na która pomysł krążył mi już od jakiegoś czasu po głowie, nabrała konkretnego poetycko-muzycznego kolorytu".
Okrzyki załogi rzucającej kotwicę i zwijającej żagle „wryły się we mnie jak potężny, kojący omen i wkrótce przejęły kształt pieśni żeglarzy."
I tak powstała opera o Holenderze, który wychodzi do świata co siedem lat, żeby dopłynąć gdzieś do brzegu i starać się o wierną mu do końca życia kobietę.
Akustyczny cud
Fantastyczne zadaszenie Opery Leśnej, które przypomina żagle, do tego w tle las, to skojarzenia były jednoznaczne - statkiem Latającego Holendra jest właśnie Opera Leśna.
Akustyczny cud tej sopockiej sceny jest tak wielki, że widownia nawet z daleka może usłyszeć każde słowo wypowiadane przez śpiewaków.
Sopocki spektakl zrealizowany został przez światowej sławy twórców z rozmachem godnym tego arcydzieła.
Niewiele jest oper, których muzyka jest bardziej pełnokrwista i barwna niż muzyka „Latającego Holendra". Dyrygent Franz Lachner, skarżył się podobno, na „wiatr, który dmie z partytury, za każdym razem jak się ją otwiera" (pisze w programie John Allison).
Biały dach Opery Leśnej, w kształcie dwóch żagli, ruchoma, odrealniona scenografia - to wszystko kojarzy się z cmentarzyskiem wraków statków, ale gdy rzuci się na nią sieci przenosimy się do portu. Otaczający scenę las, niekiedy zamieniał się w podwodny świat, pełen bujnej roślinności. Był to spektakl wyjątkowej urody, przepięknie zaśpiewany i perfekcyjnie wyreżyserowany przez Łukasza Witt-Michałowskiego i Barbarę Wiśniewską. Odlotowe kostiumy zaprojektowała Dorothée Roqueplo. Koncepcją i inscenizacją i opieką artystyczną zajął się Tomasz Konieczny.
Gwiazdy na scenie
Za pulpitem stanął dyrygent legenda na niemieckim rynku Marek Janowski, człowiek, który nagrał dwa „Pierścienie Nibelunga" i całego Wagnera, wybitny specjalista od tego repertuaru. Pomimo, że unika opery od 30 lat, dla festiwalu zrobił wyjątek. Partię Holendra zaśpiewał Andrzej Dobber, polski baryton, który od lat specjalizuje się w verdiowskim i wagnerowskim repertuarze. W roli Dalanda wystąpił Franz Hawlata, Sentę zagrała Ricarda Merbeth, Erica - Stefan Vinke, Mary - Małgorzata Walewska, a Sternika - Dominik Sutowicz. Solistom towarzyszyła orkiestra Opery Bałtyckiej w Gdańsku.
Loteria na mężów
Dla Tomasza Koniecznego pomysłodawcy festiwalu, od samego początku oczywiste było, że mimo międzynarodowego charakteru, repertuar zagraniczny połączyć trzeba z polskim. Dlatego w programie pierwszej edycji znalazła się zatem operetka Karola Szymanowskiego. „Loteria na mężów, czyli Narzeczony nr 69". Nad morze przywieźli ją artyści Opery Krakowskiej.
W obsadzie „Loterii", dominowali utalentowani, młodzi soliści. Kierownictwo muzyczne objął Piotr Sułkowski (od obecnego sezonu dyrektor Opery Krakowskiej).
To w twórczości kompozytowa pozycja szczególna - pisząc ją, jeden jedyny raz w swym bogatym życiu artystycznym Szymanowski postanowił posłużyć się formą operetki. Niepełne libretto Juliana Krzewińskiego-Maszyńskiego uzupełnił dramaturg Wojciech Tomczyk. Szymanowski podjął się skomponowania operetki z pobudek wyłącznie finansowych. On sam nie był z dzieła zadowolony. W liście do dyrygenta i kompozytora Grzegorza Fitelberga Szymanowski skarżył się: „mam taki nawał roboty, że mi ręce opadają: najgorsze to kopiowanie i korekta, przy tym operetka jak jakie czarne fatum wisi nade mną; ale postanowiłem, zacisnąwszy zęby, skończyć ją".
W Operze Bałtyckiej zobaczyliśmy radosny, kolorowy, pięknie zaśpiewany spektakl, pojawił się w nim sam... Karol Szymanowski, a premiera odbędzie się za jego pełnym przyzwoleniem. Na scenie rozrabiali niesforni panowie Klubu Wesołych Wdowców, członkinie Klubu Starych Panien. Akcja rozgrywała się w Ameryce, która przedstawiona została jako kraina wszelkich fantastycznych możliwości. Jest więc właściciel fabryki samochodów, Tobiasz Helgoland, jest ojcem Charly'ego i Darly'ego - nicponi, którzy nie stronią od mocnych trunków. Na ich drodze staje podstępny impresario wędrujący po kraju z loterią na mężów, na której zjawiają się stare panny, śledztwo prowadzi też Sherlock Holmes. Twórcy spektakl potraktowali rzecz całą z przymrużeniem oka, publiczność bawiła się znakomicie. Młodzi artyści poradzili sobie znakomicie i wróżę im znakomitą karierę. Za ten radosny bałagan odpowiedzialni są: Piotr Sułkowski - kierownictwo muzyczne, reżyser Marcin Sławiński, choreograf Jarosław Staniek oraz Katarzyna Zielonka i scenograf Natalia Kitamikado, a kostiumy zaprojektowała Izabela Chełkowska-Wolczyńska.
Spotkanie z mistrzem
Dzisiaj ostatni dzień Baltic Opera Festival i kolejny spektakl „Latającego Holendra".
Ponadto publiczność będzie mogła zobaczyć na ekranie jedną z najnowszych realizacji Mariusza Trelińskiego „Halka" Stanisława Moniuszki, przygotowaną w Theater an der Wien w 2019 roku. Sam reżyser pojawić się ma dzisiaj w Sopocie osobiście i przed pokazem porozmawia z widzami. Program główny to jednak nie wszystko. Baltic Opera Festival składał się także z licznych wydarzeń towarzyszących. Nie brakowało okazji do spotkań z gwiazdami czy możliwości udziału w warsztatach masterclass.
Baltic Opera Festival 2023 rozpoczął święto sztuki operowej, kierowane zarówno do melomanów, jak i szerokiej publiczności - zapewniają organizatorzy i obiecują, że będzie to impreza coroczna. Mają też nadzieję, że Baltic Opera Festival, przyciągnie do Sopotu melomanów z całego świata. Organizatorem tego nowego wydarzenia na operowej mapie Polski jest Opera Bałtycka oraz Narodowe Centrum Kultury. Baltic Opera Festival zaszczycili udziałem w komitecie honorowym przedstawiciele najważniejszych na świecie scen i festiwali operowych.