31. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek i Formy „Spotkania” w Toruniu. Pisze Anita Nowak.
XXXI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek i Formy „Spotkania” okazał się w istocie wspaniałym przeglądem spektakli lalkowych. W roku 2025 w Toruniu wydarzyło się to, o czym widzowie wszystkich scen lalkowych marzyli a recenzenci upominali się od ponad pół wieku. Na scenę z rozmachem wtargnęła lalka, a w niektórych spektaklach nawet aktor powrócił za parawan. Nie zawsze może skrył się za nim całkowicie, ale w większości przypadków na pewno usunął się z pierwszego planu.
Najczystszym gatunkowo wydarzeniem artystycznym tego rodzaju było przedstawienie „The House” duńskiego Sofie Krog Teater. Twórcy tego niesamowitego dzieła Sofie Krog i Dawid Faraco przez cały czas trwania spektaklu nie pokazali się publiczności; w niezwykle profesjonalny i niespotykanie dziś już zręczny sposób, animując miniaturowych bohaterów. Z niewysokiej, może półtorametrowej przestrzeni uniesionej nad podłogę obrotowej sceny, na której usytuowany został kilkukondygnacyjny dom pogrzebowy rodziny Warehouse’ów, w perfekcyjny sposób dwoje aktorów operowało kilkoma lalkami.
Zaskakująca i mrożąca krew w żyłach akcja rozgrywała się pomiędzy znajdującą się na najwyższym poziomie sypialnią, chwilowo najstarszej, powoli odchodzącej z tego świata, potomkini rodu, Mrs Esperanzy, części parterowej, mieszczącej zakład pogrzebowy i ostatniej, piwnicznej, stanowiącej potencjalne źródło największej grozy.
Z wyjątkiem nieopuszczającej łóżka właścicielki i spoczywającego w trumnie w pobliżu krematoryjnego pieca Mr Smitha, pozostałe postaci, skonfliktowani członkowie rodziny, notariusz i pies poruszając się z niezwykłą precyzją, bardzo wyraźnie artykułując swoje kwestie, których jest w przedstawieniu naprawdę sporo, przemieszczają się pomiędzy kondygnacjami. Szczególnie zachwyca animowany przez jednego tylko aktora pies, który równocześnie przebiera nie tylko kończynami, ale też wznosi i opuszcza, nierzadko na przemian, nawet uszy. Zresztą oprócz nieboszczyka i konającej, wszystkie postaci zaskakują rzadko spotykaną u teatralnych lalek precyzją ruchów. Jeśli dodać do tego nieoczekiwane efekty świetlne i ciekawie budującą klimat grozy muzykę Cuco Pereza, od czasu do czasu wspartą nieco, doskonale dobranymi cytatami, np. Wojciecha Kilara z „Draculi”, to trudno sobie wyobrazić lepszy thriller komediowy przedstawiony w klasycznym teatrze formy.
Ciekawe plastycznie, tak dzięki malowniczej i pomysłowej zarazem scenografii reżyserującej też całe przedstawienie „Zmień się” Luci Vrana- Svobodowej, jak i fantastycznie zaprojektowanym lalkom uosabiającym leśne owady, ich życie, wzajemne relacje i metamorfozy, objawiło się tak młodym, jak i dojrzałym widzom. W akcji uczestniczyły wyłącznie najrozmaitszej konstrukcji lalki, ale dzięki widocznym postaciom animatorów widzowie mogli obserwować różne techniki ożywiania lalek. Tu te dwa plany doskonale z sobą harmonizowały. Aktorzy z Olsztyńskiego Teatru Lalek absolutnie nie próbowali mimiką czy gestem konkurować z maleńkimi bohaterami pierwszego planu. Mnóstwo ciekawych skojarzeń przy użyciu prostych środków, budziła też wspaniała muzyka Miłosza Sienkiewicza, budowała klimat, wywoływała skojarzenia pasujące do obrazów. Był tu i hip hop, i melodie indyjskie, i psychodeliczne reggae. Ona wspierała, podbudowywała zdarzenia, dookreślała efekty animacji.
Inny sposób ogrywania przedmiocików, które były bohaterami wydarzeń w przedstawieniu „Blue” wybrał zabójczo przystojny Grek, Thanos Sioris z Hop Signor Puppet Theater. On to, do połowy widoczny zza pulpitu, po którym przesuwał i przenosił miniaturowe figurki i przedmiociki, grał twarzą, rękami, wzmacniał wizualną opowieść modulacją własnego głosu. Według mnie był to raczej monodram wsparty ogrywaniem maleńkich form i kojarzył się z codzienną zabawą osamotnionego jedynaka.
Spektakl Teatru Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana „Pasterka i kominiarczyk” Hansa Christiana Andersena w reżyserii Arkadiusza Klucznika z muzyką Marcina Partyki już od pierwszych chwil brzmieniem, dzwonków i celesty oraz ożywianiem porcelanowych figurek, kojarzy się z „Dziadkiem do orzechów”. W tej inscenizacji nie ma na scenie lalek samodzielnych. Ich postaci w górnej części są zespolone z torsem aktora, który do gry użycza im swoich rąk i nóg, jednocześnie dłońmi animując maski bohaterów, za którymi ukrywa własną twarz. Dzięki niezwykle pięknym i gustownym kostiumom Evy Farkasovej efekt wizualny jest porywający, a całość przydaje spektaklowi iście magicznej baśniowości.
Niezwykłym wydarzeniem artystycznym tego festiwalu był pozakonkursowy spektakl studentów białostockiej filii Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, zatytułowany „Helena”. Przedstawienie zostało zbudowane na bazie zmontowanej i puszczonej z off- u autentycznej opowieści dziewięćdziesięciotrzyletniej staruszki, babci reżyserki Magdaleny Dąbrowskiej, o własnym życiu. Poprzez dzieje bohaterki widz poznaje klimat i obyczaje białostockiej wsi począwszy od lat trzydziestych XX wieku. W roli Heleny występuje Lesia Pasichnyk, a jej męża Tymoteusz Jucha. Przepięknie skonstruowane przez Nastię Magdziak i Katarzynę Mystkowską lalki człekokształtne torsem przylegające do ciał aktorów, z maskami nieco odchylonymi od ich twarzy, fantastycznie od tyłu ogrywane rękami aktorów. Tu zwłaszcza wcielająca się w rolę głównej bohaterki Lesia Pasichnyk od pierwszej chwili zachwyca precyzją i wyobraźnią w sposobie animacji.
Tegoroczna edycja bajowego festiwalu w kilkunastu spektaklach tak konkursowych, jak i pozakonkursowych, pokazała niezwykle wysoki poziom europejskiego teatru lalek i jego różnorodność w sposobie konstrukcji lalek i metod ich animacji. Organizatorzy SPOTKAŃ zadbali także o to, by dzieci mogły zapoznać się z techniką animacji zza kulis, zapraszając zainteresowanych w trakcie festiwalu na specjalne warsztaty z zakresu animacji.