„Mieszkanie do wynajęcia” wg Lei Goldberg w reż. Katy Csató w Teatrze Lėlė w Wilnie. Pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
W wileńskim Teatrze Lėlė kilka dni temu odbyła się pierwsza premiera otwierająca nowy sezon. Węgierska reżyserka Kata Csató, absolwentka białostockiej Akademii Teatralnej, a dziś dyrektorka znanego teatru lalek Mesebolt Bábszínház w Szombathely, i znakomita scenografka litewska Julia Skuratowa, współpracowniczka wielu polskich teatrów lalek i wykładowczyni na kierunku technologii białostockiej Akademii, przygotowały zajmujący i oryginalny spektakl Mieszkanie do wynajęcia oparty na książce dla dzieci żydowskiej pisarki wychowanej w Kownie, Lei Goldberg (1911-1970).
Ponadczasowy urok tej wierszowanej opowiastki sprawił, że należy ona do klasycznej izraelskiej literatury dziecięcej. Oparta na wschodnioeuropejskiej bajce ludowej, ma proste, ale głębokie przesłanie: trzeba być tolerancyjnym wobec sąsiadów. "Na skraju doliny tak cichej i ładnej, / Stoi pięciopiętrowy budynek z dala od miasta" - zaczyna się bajka. Zamieszkują go zwierzęcy lokatorzy: gruba kura, obdarzona licznym potomstwem kukułka, rozpieszczony czarny kot, żarłoczna wiewiórka. Piąte piętro było zajmowane przez pana Myszkę, ale ten się wyprowadza, więc sąsiedzi wywieszają ogłoszenie: „Mieszkanie do wynajęcia”. Odwiedza je wiele potencjalnych lokatorów: mrówka, królik z liczną rodziną, świnia, ale każdy odwiedzający sprzeciwia się któremuś z dotychczasowych mieszkańców i odrzuca ofertę. Najgorsza jest rasistowska świnia, która uważa się za zbyt czystą i białą, aby dzielić dach z czarnym kotem. W końcu pojawia się gołąb, który lubi zarówno sąsiadów, jak i dom. Dotychczasowi mieszkańcy znajdują wreszcie lokatora równie tolerancyjnego, jak oni sami.
W teatralnej wersji troszkę przestawiono akcenty. Zrezygnowano na przykład z elementu rasistowskiego, za to pan Myszka nie wyprowadza się, ale emigruje. Dzięki temu delikatnie rysuje się współczesna problematyka, związana z uchodźcami. W sumie jednak lektura bajki Goldberg zaproponowana przez Katę Csató jest delikatna, dominuje problem nietolerancji i trudności we wzajemnej akceptacji.
Spektakl do minimum ogranicza wypowiadane słowa, do czego Csató przyzwyczaiła już swoją publiczność (wszyscy pamiętamy choćby Lenkę z BTL-u), koncentrując się na działaniach, lalkowej animacji i budowaniu napięcia scenicznego środkami pozaliterackimi. To trudna propozycja reżyserska, wymagająca zwłaszcza od aktorów skupienia i precyzji, koncentracji na lalce, rezygnacji z własnego popisu i zaprezentowania na scenie aktorskich umiejętności. Jeśli jednak uda się tę zasadę zrealizować na scenie, a w Mieszkaniu do wynajęcia z całą pewnością się udaje, powstaje spektakl lalkowy z gatunku coraz rzadziej oglądanego na naszych repertuarowych scenach, gdzie lalki nie są przypadkowymi rekwizytami, a aktorzy robią wszystko, by widzowie mogli skupić uwagę na wykreowanych animantach właśnie.
I taki jest litewski spektakl. Trwa czterdzieści minut, angażuje i dzieci, i dorosłych, zwłaszcza że dodatkową atrakcją jest obecność na scenie kompozytora. Arkadijus Gotesmanas skomponował muzykę podkreślającą raczej nastrój poszczególnych scen, ale warstwa dźwiękowa przedstawienia jest wzmocniona na żywo budowaną przez kompozytora-perkusistę sferą brzmień. Chciałoby się nawet, żeby była ona mocniejsza, bardziej wyrazista, silniej akcentująca akcję sceniczną i bardziej prowadząca spektakl.
Pięcioro aktorów z trudem mieści się na kameralnej scenie Teatru Lėlė i właściwie nie wykracza poza przestrzeń wyznaczającą poszczególne mieszkania-domki zwierząt. Jedynie grający wszystkie postaci potencjalnych lokatorów Rokas Lažaunykas, wprowadzający animanty na ruchomym wózku zza sceny, dodaje do każdej postaci inny głos i zabawny choreograficzny układ gestów.
Największą atrakcją Mieszkania do wynajęcia są jednak lalki Julii Skuratowej i przestrzeń, w jakiej działają. Tę przestrzeń tworzy pięć geometrycznych figur: koło, kwadrat, trójkąt i dwa prostokąty - jeden o krótkim boku, jeden o długim. Każda z tych figur umieszczona jest na lekkim, atrakcyjnym wizualnie i umieszczonym na wózku stelażu, za którym porusza się obsługujący go aktor. To właśnie mieszkania, wśród nich mieszkanie do wynajęcia – koło. Z tych konstrukcji budowana jest kompozycja obrazu, przywołującego jednoznacznie inspiracje modernizmem, zwłaszcza kubizmem i Bauhausem.
Lalki są feerią inspiracji i oryginalnych pomysłów Skuratowej. Łączą w swoich konstrukcjach metal, drewno, blachę, rozmaite druciki, pręty, kółka, sprężynki, czasem przedmioty gotowe (np. kuchenny wycior jako ogon kota, perkusyjny talerz jako kurzy korpus czy małe dzwoneczki kukułczej familii). To nie są obiekty łatwe do animacji, zwłaszcza że wiele ich elementów porusza się samoczynnie, wpada w wibracje. Trzeba doprawdy wielkiej pokory animacyjnej, żeby wywołać wrażenie ożywiania konkretnych postaci.
Spektakl przebiega w rytmie następujących po sobie dni i nocy. Kiedy zapada noc, poszczególne domki są zasłaniane ramami z czarnym tiulem, na którym blikują resztki wygasających świateł. Urokliwe sceny. I w sumie nie przeszkadza nawet powtarzalność tych cykli i czynności, bo odbywają się one w innym rytmie, z rozmaitymi modyfikacjami i elementami humoru.
Pojawienie się symbolizującego pokój białego gołębia jako nowego lokatora, który akceptuje wszystkich i zostaje zaakceptowany, kończy wspólna uczta zwierząt stylizowana nieco na szabasową wieczerzę z tradycyjną żydowską chałką na czele.
Mieszkanie do wynajęcia to spektakl z wielu powodów zajmujący, a jego mądra, inteligentnie przeprowadzona idea o potrzebie tolerancji, połączona z błyskotliwą wizją plastyczną, łączącą przeszłość ze współczesnością, budują rzadki dziś przykład atrakcyjnego przedstawienia lalkowego.