Już wkrótce na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie premiera „Lalki" Bolesława Prusa. Ci którzy spodziewają się wiernego odwzorowania szkolnej lektury, szybko muszą zmienić nastawienie. Adaptacja Joanny Kowalskiej w reżyserii Piotra Ratajczaka to, jak sami mówią, spektakl bardzo popowy.
„Lalka" czytana w dorosłości, brzmi tak samo jak „Lalka" czytana w liceum? Po latach wróciliście do szkolnej lektury, jaki był to powrót?
P.R. - To był fascynujący powrót. Po latach byłem w stanie docenić to rozedrganie Wokulskiego. Tę emocjonalną amplitudę, ale przede wszystkim resentyment tej historii. Obecnie wiele kinowych hitów, jak Joker, Paradise czy Hejter, odwołuje się do klasowego buntu. Klasa nie wytrzymuje dysproporcji i zaczyna mścić się na elitach. Zmienność osobowości Wokulskiego jest dla mnie przejmująca i szalenie nowoczesna. Jego osobowość wymyka się wszelkim ramom i wciąż zaskakuje.
J.K. - „Lalka" nie zainteresowała mnie w szkole, ale dziś jestem nią zachwycona. Z perspektywy czytelnika najbardziej przyciągnęły mnie fragmenty mówiące o społecznym anturażu, o tym co dzieje się w kamienicy Łęckich. Jednak najlepsza, w mojej ocenie, była scena procesu o skradzioną lalkę. Czyli podobało mi się wszystko to, co musieliśmy wykreślić z naszej adaptacji (uśmiech).
Nowy kształt historii zdejmie z powieści Prusa łatkę obowiązkowej lektury szkolnej?
P.R. - Dla młodzieży „Lalka" jest piekielnie trudną lekturą. Sam w szkole miałam problemy z jej przeczytaniem. Mamy tu do czynienia z wiwisekcją 4O-letniego mężczyzny, który z jednej strony walczy z rozterkami emocjonalnymi, a z drugiej żywi się poczuciem krzywdy, której doświadczył jako osoba z niższych sfer społecznych. Ciężar tej postaci, nie jest czymś z czym utożsamiałaby się młodzież. Podobny problem dotyczy panoramy społeczeństwa, która jest szalenie ceniona w powieści Prusa. Takie tematy nie elektryzują młodych ludzi. W naszym spektaklu może nie próbujemy odbrązowić lektury szkolnej, ale na pewno staramy się wyciągnąć z tej realizacji to, co aktualne.
J.K. - A aktualne są takie kwestie jak krzywda, zemsta, miłość, podział klasowy i emocje z nim związane. W szkołach uczymy się przede wszystkim „łatek". Próbujemy odpowiedzieć na pytanie - Wokulski pozytywista czy romantyk? My jesteśmy już po tym etapie.
Pomysł inscenizacyjny jest szalony, a nasza ingerencja w tekst bardzo duża. Dlatego ten spektakl nie może być dla młodzieży zamiennikiem lektury.
Natomiast może być drogowskazem interpretacyjnym.
Co to znaczy, że pomysł inscenizacyjny jest szalony?
P.R. - Nasza „Lalka" to spektakl bardzo popowy.
Opowiada współczesną historię, nowoczesnym językiem. Akcja dzieje się podczas nocnej Gali Biznesu, gdzie spotyka się śmietanka towarzyska. Przyjęcie ma charakter tematyczny, motywem przewodnim jest wiek XIX, dlatego wszyscy są w kostiumach. Osoby, które znają powieść mogą być zaskoczone, że wydarzenia, które dzieją się na przestrzeni trzech lat, my zmieściliśmy w jednym wieczorze.
J. K. - Właśnie to miałam na myśli mówiąc, że adaptacja jest szalona. Zmierzyliśmy się z książką, która ma ponad tysiąc stron. Nadaliśmy jej tempo zupełnie inne, niż to książkowe. Wokulski w ciągu jednego wieczoru zachwyca się Łęcką, zakochuje się, próbuje ją zdobyć i przeżywa załamanie nerwowe. Z kolei wyjazd - ucieczka do Paryża, dzieje się jedynie w jego głowie.
Jeśli nie będzie to konfrontacja pozytywizmu z romantyzmem, to o czym będzie to spektakl? O miłości? Opis spektaklu mocno to sugeruje.
P.R. - Miałem okazję czytać wywiad z młodą nauczycielką języka polskiego, która opowiadała, jak zachęca w szkole dziewczyny do przeczytania „Lalki". Mówi im, że Wokulski jest stalkerem, a cała powieść dotyczy stalkingu. To całkiem fajne podejście i my trochę z niego korzystamy (uśmiech).
J.K. - To prawda. Podczas wspólnego czytania, razem z realizatorami, zwróciliśmy uwagę jak nieracjonalne jest zachowanie Wokulskiego. Tak się nie zdobywa kobiety! To, co on robi w książce, to szaleństwo. Wokulskiemu wydaje się, że uczucie, którym darzy Izabelę to miłość romantyczna, ale kiedy popatrzymy na jego działania z boku, szybko zrozumiemy, że tak nie jest. To, co robi, to wręcz masochistyczne dążenie do zaimponowania tym, którzy nim gardzą, a to czym darzy Izabelę jest toksyczne i zmyślone. Izabela jest dla niego widmem, pewną figurą, którą wielbi. W jego wyobraźni to anioł stąpający po chmurkach. Ale czy jest to prawdziwa kobieta? - Raczej nie. Po części jest to spektakl o miłości, ale nie miłości romantycznej.
Postacie stworzone przez Prusa uważane są za ponadczasowe i uniwersalne charakterologicznic. ale tu można odnieść wrażenie, że następuje pewne przewartościowanie. Wokulski jest tym złym, a Izabela tą dobrą?
J.K. - Tu nie ma bohaterów dobrych i złych. Wokulski jest skrzywdzony przez los i kieruje nim zawiść, ale równocześnie jest społecznikiem, pomaga ludziom, ma w sobie sporo empatii, jest świetnym biznesmenem. A Izabela? Izabela jest próżną, młodą kobietą wychowaną w bardzo bogatym domu. Zdaje sobie sprawę, że jako kobieta ma pewne obowiązki do wypełnienia i nie może sobie na wszystko pozwolić, bo mogłaby stracić swój status.
Aktualność pragnienia przynależności do elit to mit. z którym sztuka się rozprawi? W czym dziś przejawia się chęć lub potrzeba posiadania wysokiego statusu?
J.K. - Jakiś czas temu w internecie pojawił się wątek poszukiwań korzeni szlacheckich. Sfera publiczna zawrzała i nagle obudziło się grono samozwańczych książąt i szlachciców. Nasze społeczeństwo, w znacznej większości, pochodzi od chłopów, więc ten zryw jest w pewien sposób absurdalny. Ale pokazuje, że mit Wokulskiego jest wciąż żywy.
P.R. -Wiele kwestii jest nam dziś narzucanych. Odrobiliśmy lekcję i wyszliśmy z lat 90. Jesteśmy dobrze ubrani, ogoleni, uczesani, ładnie pachniemy, ale badając tę postawę na głębszym poziomie odkryjemy, że jest to mentalność folwarczno-chłopska. Mamy ją mocno zakorzenioną, ale nieuświadomioną.
Realizacja tego spektaklu wymagała od Was specjalnego przygotowania? Ustalenia pewnych ram interpretacyjnych?
J.K. - Przygotowując się do spektaklu czytaliśmy „Ludową historię Polski" Adama Leszczyńskiego. Nie wykorzystujemy jej fragmentów, ale traktujemy ją jako pewną wskazówkę i ramę interpretacyjną tekstu.
P.R. - „Ludowa historia Polski" stawia przed nami hipotezę, że do XX wieku duża część społeczeństwa żyła w systemie, który mówiąc w uproszczeniu, był systemem niewolniczym. Ta mentalność w nas pozostała. W ostatnich latach objawia się szczególnie w polityce, w resentymencie ludu, w agresji wobec elit. Ale to nie jedyna książka, która była istotna z punktu widzenia przygotowań do spektaklu. Drugą jest „Prześniona rewolucja" Andrzeja Ledera. Zderzamy się w niej z hipotezą, że Polska przeszła nie do końca uświadomioną rewolucję w czasie II wojny światowej. To właśnie wtedy chłopstwo zajęło miejsce Żydów, czyli praktycznie całego mieszczaństwa. Elity i chłopstwo zostały zniszczone przez Holokaust i komunizm. Wiele osób o tym nie wie, albo raczej nie chce wiedzieć.
J.K. -I właśnie, dlatego postać Wokulskiego jest pewną aktualną metaforą naszego społeczeństwa. Tak jak on, mamy silne aspiracje, i tak jak on nie możemy pogodzić się z tym, kim naprawdę jesteśmy.