"Kumulacja, czyli pieniądze to nie wszystko" Flavii Coste w reż. Tomasza Sapryka w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Piotr Zaremba w Polska Times.
Idźcie na "Kumulację” do Kamienicy. Zobaczycie świat może komediowo podkręcony, a przecież jakoś korespondujący z naszymi doświadczeniami, pytaniami, dylematami.
Teatr Kamienica wraca na dobre. Z tą charakterystyczną atmosferką premier, z Emilianem Kamińskim wygłaszającym ze sceny przed spektaklem homilie opisujące ogół widzów jako przyjaciół. Z aktorami fotografującymi się pod ścianką. Ale i z aurą ciepła wykraczającego poza celebryckie standardy.
Nie tylko śmiech
Jesienią roku 2019 napisałem, że Kamienica wciąż się zmienia. Owszem jako teatr prywatny nadal celuje w komedie. Ale niekoniecznie farsy, raczej te bardziej ambitne, dotykające życiowych pytań. „Blef” Andrew Payne’ a, o relacjach wewnątrz korporacji, był taki. Także „Zacznijmy to jeszcze raz” Aleksandry Wolf, sztuka o rozterkach męskich wieku średniego opowiadanych z kozetki psychoanalityka. To ostatnie przyrządził na dwie osoby Tomasz Sapryk.
Ba, Wawrzyniec Kostrzewski bił z tej sceny na alarm z powodu hejtu i zaszczuwania w necie celując w młodzieżową widownię. „Wszechmocni w sieci” to już nie komedia, raczej miniaturowy moralitet.
„Kumulacja”, czyli powrót do Teatru Kamienica
Pandemia brutalnie przerwała rozwój teatru. Kamienica, dziś 12-letnia, podnosiła się dłużej niż placówki publiczne korzystające ze stałych dotacji. Czas na premiery przyszedł dopiero teraz. Nawet jeśli pomagają mu jakimiś sumami Orlen czy PZU, trudniej było takiemu teatrowi wyjść na swoje bez pełnego obłożenia widowni.
Z tym większą radością poszedłem do Emiliana Kamińskiego na spektakl „Kumulacja, czyli pieniądze to nie wszystko”. Napisała to Francuzka z polskimi korzeniami Flavia Coste. Ba, przyjechała do Warszawy na premierę. Przyrządził niezawodny Tomasz Sapryk, czujący przez skórę rytmy komedii. Z powodu tej premiery zdecydowałem się spóźnić na imprezę wszechczasów, czyli urodziny Roberta Mazurka.
Co zrobić z pieniędzmi?
Kameralna historia na cztery osoby, tym razem nie przenoszona w polskie realia, dotyka fundamentalnego pytania. Co byście zrobili, gdybyście wygrali furę pieniędzy? Odpowiedź młodego bohatera granego przez Michała Meyera wydaje się mało prawdopodobna i aż nieludzka. Debatowaliśmy o tym po spektaklu z przyjaciółmi.
Ale ona stawia na ostrzu noża podstawowe pytania o sens naszej egzystencji. A przy tym błyskotliwość dialogów i świetna gra aktorów łagodzi wrażenie nierealności fabuły. Choć na samym końcu komedia odlatuje jeszcze bardziej. Przemiana trójki pozostałych bohaterów w gotowych na wszystko, odrzucających rodzinne więzi, drapieżników zmienia komedię w groteskę.
Może odrobinę za bardzo rzecz cała (to ponad 2 godziny z przerwą) obraca się wokół jednego i tego samego dylematu. Ale przecież przy okazji następuje seria demaskacji i autodemaskacji. Po wyznaniu głównego bohatera nic nie pozostaje takie samo. Jest to brawurowo poprowadzone. Tak że tracimy w pewnym momencie ochotę na pytanie, na ile to jest realne. I czy zostaliśmy przekonani, że to możliwe. W końcu to jednak komedia.
Michał Meyer jako potencjalny profitent kumulacji, Marcin Bosak jako jego przyjaciel, i Maria Dębska jako żona, są świetni. Nie dają nam odpocząć, mnożą słowne a czasem i niesłowne gagi. Cieszy zwłaszcza duży talent komediowy młodej i pięknej aktorki. Ale trochę ma się chwilami wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z benefisem Izabeli Dąbrowskiej.
Izabela Dąbrowska forever
Ona bawi nas, choć także konfrontuje z różnymi przewrotnościami ludzkiej natury, od dawna. Często wychodząc poza czysty komizm, w kierunku wirtuozerskiej prawdy o człowieku. Tu w roli wciąż czującej się młodo matki głównej postaci nie wydaje z siebie jednego fałszywego tonu. Jest pełna wigoru, a w żadnym momencie nieprzerysowana.
Maestria Dąbrowskiej porażała mnie zawsze. Dla takich aktorek warto wystawiać podobny repertuar. Dla nich powinno się pisać komedie, choć bynajmniej nie tylko komedie. Pan Bóg wyposażył ją w kapitalny, plastyczny głos i mimikę. Ale co ona z tym nauczyła się robić! Oklaski na stojąco.
Idźcie na "Kumulację” do Kamienicy! W niby realistycznych, a przecież dziwnie zabawnych dekoracjach Witka Stefanka zobaczycie świat może podkręcony, a przecież jakoś korespondujący z naszymi doświadczeniami, pytaniami, dylematami. Śmiechu będzie sporo, a i na refleksję zostanie trochę czasu. Mnie na przykład długo nurtowało pytanie: Co ja bym zrobił w takiej sytuacji?