Nie zapewnia się na nim takiego show jak na filmowym festiwalu w Gdyni, nie ma tam największych celebrytów (choć są najzdolniejsi aktorzy). Ale dzięki imprezie pod nazwą Dwa Teatry kurort Sopot stał się na cztery dni stolicą polskiej kultury - pisze Piotr Zaremba w Polsce Metropolii Warszawskiej.
Ta jego skromność oddaje naturę prezentowanych na nim widowisk radiowych i telewizyjnych. Mnie jednak wciąż tkwi w głowie wypowiedź jednego z jurorów festiwalu Jacka Kopcińskiego, naczelnego pisma "Teatr". Powiedział on: "Możliwe, że Teatr Telewizji ratuje dziś honor teatru polskiego". Wypowiedź radykalna, może przesadna. Ale warta zastanowienia. I ja tam byłem. Nie wszedłem, nad czym ubolewam, w świat teatru radiowego, choć to najtrudniejsza pewnie sztuka, najmniej podatna na sztuczki, oparta na potędze wyobraźni krzesanej głosami aktorów. Za to biegałem na aktualne telewizyjne premiery i na pokazy tego teatru sprzed lat. A może największe wzruszenie czekało na koniec. Kiedy Maria Pakulnis i Andrzej Mastalerz czytali wiersze Zbigniewa Herberta przed sopockim dworcem, a Wojciech Solarz i Karina Seweryn przy sopockim deptaku, ulicy Bohaterów Monte Cassino (nazywanej Monciakiem). Nieopodal miejsca, gdzie mieszkał poeta, padały piękne strofy, tłum przecho