Dlaczego dwumilionowej stolicy 40-milionowego kraju w centrum Europy nie stać na utrzymanie unikatowej sceny prezentującej najwyższy poziom wykonawczy, mającej rzesze oddanych widzów - pisze Mirosław Pawelec do redakcji UWAŻAM RZE.
Wróciłem właśnie z " Wesela Figara" w Warszawskiej Operze Kameralnej wystawianego w ramach XXII (oby nieostatniego) Festiwalu Mozartowskiego. Dzisiaj się udało! - bo wczoraj, mimo że przyszedłem godzinę przed spektaklem, szans na wejściówkę nie miałem żadnych. Bilety oczywiście były wyprzedane już dawno. Najbardziej zdeterminowani liczą jeszcze w ostatniej chwili na jakieś nieodebrane... Jednak dzisiaj prosto z pracy ruszyłem do opery, pod kasą stał już karny ogonek. Godzinę czekania i udało się - sympatyczna pani w kasie, która już chyba mnie poznaje, z uśmiechem wręcza wejściówkę (za 20 zł). Do spektaklu kolejna godzina, a więc mały spacer. Gaśnie światło, sala wypełniona do ostatniego miejsca, wszystkie schody zajęte przez wejściówkowiczów, kilka osób stoi. Płynie muzyka Mozarta, na scenie historia sprytnej Zuzanny iFigara, kochliwej paty Hrabiego Almavivy i jego małżonki i najwyższy poziom wykonawstwa, mistrzowskie kreacje Marty Bob