- Ostatnią rzeczą, którą chciałabym zobaczyć na scenie, jest jakiś plakatowy manifest. Sztuka, owszem, kręci się wokół aborcji, ale to jest bardzo prosta, międzyludzka historia o zazdrości, o potwornej samotności bohaterów, o potrzebie miłości, nigdy niespełnionej - mówi ANNA WAKULIK, autorkA "Zażynek", dramatu, którego premiera odbędzie się w piątek 30 w teatrze Polskim w Poznaniu.
Dlaczego nazwała Pani swój dramat "Zażynki"? Anna Wakulik: - Bo jest to ładne słowo, bardzo je lubię. Jest w nim śmierć, zarzynanie, a brzmieniowo jest słodkie, zdrobniałe. Zażynki to słowiański obyczaj związany z początkiem żniw, kiedy trzeba ściąć, skosić to, co narosło. Marysia i Jan też muszą to zrobić, w sensie psychologicznym i metaforycznym. Bohaterowie mojego tekstu tak siebie kochają, że aż chcą się wzajemnie pozabijać - a wszystkie myśli dotyczące tego, jak wiele jest pomiędzy nimi rzeczy dobrych i niedobrych, przychodzą do nich 15 sierpnia, w święto Matki Boskiej Zielnej, dla mnie, jako antropologa bez dyplomu, święta wyjątkowo interesującego, bo spotyka się w nim totalne pogaństwo, kult płodności z kultem Matki Boskiej. Tego dnia skończą się pewne relacje, umrą marzenia, ale zrobi się też miejsce przyszłości, to będzie oczyszczający dzień. Reżyserka, Katarzyna Kalwat, powiedziała podczas konferencji, że w