Warszawska Opera Kameralna staje na rozdrożu swojej historii. Po latach deregulacji finansów, gigantycznym zadłużeniu i przeroście zatrudnienia faktycznie ma dwie drogi: reformę lub likwidację. Wariantów pośrednich nie ma - pisze Robert Tekieli w Gazecie Polskiej Codziennie.
Szefowa WOK-u dr Alicja Węgorzewska przejęła jesienią instytucję po Jerzym Lachu. Ten przez kilka lat prowadził ją po człowieku legendzie Stefanie Sutkowskim. Jak mówią jednomyślnie krytycy i melomani, Lach w cztery lata zaprzepaścił wiele z długoletniego dzieła twórcy WOK-u. Błędy programowe, w opinii wielu karykaturalne nowe inscenizacje i coś, co zdaje się być gwoździem do trumny - długi. Lach zaciągnął gigantyczne zobowiązania pod - jak widać - nietrafione inwestycje. Sam sobie wypłacał horrendalne kwoty za reżyserię, a na WOK-ku ciążą zobowiązania względem kontrahentów na ok. 3 mln zł. Teraz musi to naprawić obecna dyrektor WOK-u Alicja Węgorzewska. - To stajnia Augiasza. Prawie 300 etatów, dwie orkiestry, zastępy dyrygentów i pół setki śpiewaków-solistów na etatach! Tak nie ma nigdzie w Polsce, żaden szanujący się teatr tak nie marnotrawi pieniędzy, tym bardziej że to środki publiczne. Można powiedzieć, że w WOK-u jest ch