Krytyk z prawdziwego zdarzenia dokonuje rzetelnej analizy spektaklu. Nie jest ani sługą teatru, ani tym bardziej kumpli z drugiej strony rampy. Nie może być niewolnikiem tego co modne i oczekiwane. Jeżeli już komuś służy, to wspólnocie, która rodzi się między ludźmi teatru i widzami - w dyskusji zainicjowanej przez Dziennik głos zabiera Elżbieta Morawiec.
Dyskusja, która odbywa się w tej chwili na łamach "Dziennika", rozpoczęła się - rzecz znamienna - od donosu. Nie mogąc inaczej zwalczyć swoich kolegów po piórze, Roman Pawłowski na łamach swojego organu prasowego oskarżył Tomasza Mościckiego i Pawła Głowackiego... o antysemityzm. Rada Etyki Mediów zajęła jednak w tej sprawie inne niż donosiciel stanowisko i napiętnowała jego samego. Szermowanie argumentem rzekomego antysemityzmu w sprawie, w której chodziło o prawo krytyka do wypowiadania własnych sądów i ocen, podobnie jak sam donos jest wyjątkowo paskudne. Ale Romanowi Pawłowskiemu nie od dziś najgorsza podłość nie jest obca: dość tu wspomnieć permanentne ataki na Jerzego Grzegorzewskiego niemające najmniejszego pokrycia w materii dzieł wielkiego artysty. Po śmierci reżysera krytykowi "Gazety Wyborczej" nie zadrżała ręka, kiedy pisał jego nekrolog pełen pośmiertnej rewerencji. Ale wszak nie o Romana Pawłowskiego tu chodzi. Krytyka