EN

25.07.2024, 18:36 Wersja do druku

Krew nie atrament, choć w księdze teatru

„Sługa dwóch panów” Carlo Goldoniego w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Kasia Chmura / mat. teatru

Związany początkowo z Wenecją, wybitny komediopisarz oraz librecista włoski Carlo Goldoni, od dawna uznawany jest za odnowiciela włoskiego teatru, zwolennika prostoty i realizmu, a także przeciwnika królującej na scenach zmanierowanej improwizacji. Autor ponad dwustu komedii, w tym brawurowego „Sługi dwóch panów”, sięgając do klasycznej commedii dell’arte potrafił pokazać świat ludzkich charakterów, ponadczasowe uczucia wplecione w nastrojowość epoki w sposób tak naturalny i udany, że dziś wciąż czaruje widzów urokiem epizodów, humorem małych żartów i niedopowiedzeń. Jego dramaty pisane naturalnym językiem, nawiązującym do plebejskiego nurtu farsy, utrzymane są na ogół w pogodnej atmosferze umiarkowanej satyry, z konieczną, zawikłaną intrygą oraz niewybrednym humorem. W warszawskim Teatrze Dramatycznym Tadeusz Bradecki, nieżyjący od ponad dwóch lat doświadczony reżyser, autor i aktor, sięgnął po jego sztukę, by pokazać wdzięk i ponadczasowość „Sługi dwóch panów”. Nietrudno zauważyć, że choć stworzona w 1745 roku, w dodatku w stylu komedii, która już trzy wieki temu zaczęła powoli tracić popularność, wciąż może cieszyć się powodzeniem! I jak tu nie poddać się urokowi Wenecji tych czasów, kiedy ludzie dzień i noc uczestniczyli w niepojętej zabawie, w umownej grze odgrywanej na placach, ulicach i w zaułkach.

Goldoni maluje swój włoski obrazek z całą sympatią dla światka ludzi niepozbawionych wad, często plebejuszy mówiących dialektem i ukazywanych w sytuacjach dnia codziennego. Gdy na scenie Teatru Dramatycznego widzę to, o czym sam urodzony w 1707 roku w Wenecji dramatopisarz pisał: „księga teatru, którą posługuję się w praktyce, mówi mi, jak powinienem przedstawić na scenie postaci, uczucia, zdarzenia, o których wyczytałem w księdze świata – jak wycieniować ich tony, by nadać im większą plastykę, jak dobrać owe odcienie, które mogą uczynić je przyjemnymi dla wrażliwych oczu widza” – doceniam jeszcze mocniej siłę dawnych, prawie zapomnianych inscenizacji. W epoce zwanej „wiekiem maski”, Wenecja czciła ten element karnawałowego stroju jako najwyższą instytucję. W karnawale mieszkańcy miasta namiętnie przebierali się i wkładali maski, a w nich tracili zmysł powagi, ponieważ w masce można wszystko powiedzieć i na wszystko się odważyć. W swym spektaklu Tadeusz Bradecki podąża za tekstem Goldoniego, zachowując istotę owej epoki. Z udziałem grupy oddanych aktorów potrafi prowadzić zabawę konwencją i realizować pomysły, które są ukłonem w stronę tradycji teatralnej, dawnego teatru, ale nie są też pozbawione akcentów współczesnych. Reżyser zgrabnie łączy pantomimę, farsę, komedię ciała i odrobinę improwizacji. Przez scenę przewija się cała galeria zabawnych typów ludzkich. Żywa akcja, ucieszne dialogi na tle dawnego miasta kanałów, mostów i gondoli, z tańcem, śpiewami oraz doskonałą włoską kuchnią, cieszą i przykuwają uwagę.

Akcja sztuki rozgrywa się w osiemnastowiecznej Wenecji, a treść w zasadzie jest błaha, pełna perypetii zakochanych młodzieńców i dam oraz omyłek prowadzących do coraz większych nieporozumień. Kapryśna Klarysa, córka mieszczanina Pantalone i szaleńczo w niej zakochany Sylvio, mało błyskotliwy syn flegmatyka Dottore (który w niektórych okolicznościach bywa też cholerykiem), właśnie świętują zaręczyny. I wszystko mogłoby potoczyć się niezwykle gładko, spokojnym torem, gdyby nie Fryderyk, poprzedni kandydat na małżonka Klarysy. Zbyt szybko, pochopnie oraz niesłusznie uznano go za zmarłego i przyrzeczona mu panna natychmiast skierowała swój wzrok ku z dawna ukochanemu paniczowi Sylvio. Ponieważ pan z Turynu żyje (o czym niespodziewanie zawiadamia jego sługa), niezła awantura wisi na włosku, a komplikacji wciąż przybywa. W dodatku w Wenecji pojawia się tytułowy sługa dwóch panów, zwinny i sprytny młodzieniec Arlekin – sympatyczny, acz nieco pospolity i gminny, który miesza sprawy jeszcze bardziej. Radzi sobie całkiem dobrze myląc polecenia, potem próbując wywinąć się z oczywistych kłamstw. Wszystko do czasu.

Goldoni, subtelny znawca życia, prekursor nowoczesnej epoki dziejów teatru włoskiego, choć przejął wiele z tradycji comedii dell’arte, zapragnął nieco zburzyć powszechnie królującą improwizację. Reżyser spektaklu pozostaje w tej samej konwencji, ale podobnie jak autor patrzy na nią z przymrużeniem oka i wyłamuje się z typowości postaci. Bradecki potrafi zachować istotę utworu z dawnej epoki, skupioną jak w soczewce właśnie w Wenecji, drugiej stolicy Europy, równie ważnej jak Paryż. „Sługa dwóch panów” to przecież odmienny rodzaj dawnej comedii dell’arte. Jego bohaterowie, Arlekin i Pantalone oraz pozostałe stereotypowe postaci, niezmiennie pojawiające się w tego rodzaju przedstawieniach, przybrane zostały w inne kostiumy i inne cechy, bliższe realistycznej komedii pisanej, z mężczyznami i kobietami wzorowanymi na ludziach z krwi i kości. Nie mają oni w sobie dawnej umowności i nie są tak naiwni jak dawniej. Rzecz jasna zarówno Goldoni, jak i Bradecki nie zrezygnowali ostatecznie z owych groteskowych bohaterów na scenie, w komedii nadal barwnych, wesołych i rozgadanych.

Aktorzy znakomicie wyczuwają rytm, klimat klasycznego dramatu i potrafią się nim bawić. Maski i kostiumy podkreślają reżyserską koncepcję, uwypuklają karykaturalność oraz komizm osób dramatu. Wszyscy przemawiają językiem Goldoniego – wyrazistym, dowcipnym, czasem rubasznym. Dialogi płyną wartko, każda fraza, każde słowo wypowiadane jest z należytą dykcją. Kobiety są powabne, dowcipne i obrotne. Pyszna, wdzięczna, żywa jak iskra Anna Szymańczyk w roli służącej Smeraldyny bywa dosadna, prędka jak wiatr, ale uroku ma w sobie jeszcze więcej. Swobodnie i lekko prowadzi rolę, podkreślając charakterologiczne smaczki i cechy swej bohaterki. I wspaniale wyśpiewuje włoskie kuplety! Ta prosta acz bystra dziewczyna wiernie służy młodziutkiej pani, nieco dziecinnej Clarze. Kinga Suchan znakomicie oddaje charakter panienki z dobrego domu, która ma dobre, kochające serduszko i marzy o jednym – jak najszybszym zamążpójściu. Pozornie skromna, niewinna i naiwna potrafi wykazać się sprytem dojrzałej kobiety, a żywa jak srebro aktorka wzbogaca jej wizerunek energią i indywidualizmem. Z kolei Agata Góral czyli Beatrycze, jak zwykle nadaje swej bohaterce zindywidualizowany rys, doprawiony znakomitą techniką aktorską, cieniowaniem i niewymuszonym wyczuciem komizmu. Pełna energii cieszy każdym wypracowanym spojrzeniem, gestem. Pomysłowa, zdesperowana i odważna dama z Turynu, w mało damskim przebraniu, z determinacją i brawurą walczy o swoje szczęście i miłość. Jest w tej postaci sporo humoru, który Agata Góral umiejętnie, z naturalną swobodą eksponuje. Obok pań tytułowy sługa dwóch panów czyli swawolny Arlekino i Krzysztof Szczepaniak w tej roli. Ta niezwykła figura komiczna, znana w całej Europie i niemal na całym świecie (czasem pod innym imieniem), przetrwała na teatralnych scenach i doczekała się wielkich interpretacji (również w malarstwie, muzyce oraz filmie). Niezwykły, błazeński, przezabawny spryciarz i szelma zwodzi obu swych panów, ale też im pomaga. I nadal bawi na scenicznych deskach, tym razem za przyczyną Krzysztofa Szczepaniaka, prezentującego swe aktorskie umiejętności, wyczucie stylu oraz sprawność fizyczną. Aktor jawi się jako iluzjonista i dowcipniś, znakomicie moduluje głos, „łyka muchy”, podaje do stołu, żongluje i improwizuje. Szczepaniak podchodzi do roli z lekką, zamierzoną ironią – co jeszcze dodaje smaku i kolorytu przedstawieniu – i dostosowuje swe zachowania do danej, opisywanej przez autora sytuacji tak, by zadowolić całą publiczność (z którą czasami wchodzi w humorystyczny dialog). Nie inaczej pozostali: Waldemar Barwiński, bardzo dobry w roli ciut wyniosłego przystojniaka Florynda Aletuso z Turynu i Mateusz Weber, czyli Sylvio. Barwiński gra z niewymuszoną swadą, a jego bohater, niepozbawiony przywar i wad, jest bardzo ludzki, bliski współczesnemu realizmowi. Przy okazji świetnie wczuwa się w klimat utworu Goldoniego, jego rytm i dynamikę. Drugi panicz to niezdarny acz czupurny kochanek, który tak zawzięcie walczy o rękę swej umiłowanej Clary, iż budzi serdeczny, życzliwy śmiech widowni. Obaj z dystansem kreują niezwykłe figury komiczne, mocno osadzone w klimacie comedii dell’arte, co wcale nie razi – przeciwnie, wielce cieszy! Jakże prześmieszni, groteskowo włoscy są starcy: Pantalone Bosonosi (Mariusz Wojciechowski), ojciec Clary i Dottore Lombardo (Maciej Wyczański), lekarz i ojciec Sylvia. Dwie, stereotypowe i bardzo ważne w komedii postacie wciąż mają w sobie znaną wesołość, hałaśliwość, jednak przemawiają szczególnym językiem – zabawnym i wyrazistym, momentami z dozą łagodnej, uszczypliwej złośliwości. Niezapomniany duet. W Dramatycznym aktorzy występują w maskach, a pod nimi kryje się autentyzm, pozornie tylko przyobleczony w maskaradę, ograniczony do podwórka wciśniętego między weneckie kanały, gdzie ścierają się codzienne sprawy zwykłych mieszczuchów, panów i służących. Takie są też postacie drugoplanowe, grane umiejętnie, z wyczuciem i konieczną dynamiką. Brawo dla Marcina Stępniaka (Gianni), Tomasza Budyty (Piergiorgio), Michała Klawitera (Massimo) i Łukasza Wójcika (Bryghella Chlavino). Cały zespół aktorów znakomicie wyczuwa atmosferę klasycznego dramatu i bawi się nim. Reżyser zadbał o drobne, współczesne wstawki, aluzje i półsłówka, które nie psują klasycznego stylu Carla Goldoniego ani nie kłócą się z wymową utworu.

Przygrywający na scenie muzycy to dodatkowy, bardzo „włoski” w wymowie element , który pozwala aktorom umilić teatralną ucztę wpadającymi w ucho piosenkami w oryginalnym języku.

Anachroniczne i trącące myszką? W żadnym razie! Tradycyjny teatr, ze swym schematem, zapachem, odrobiną nostalgii i ponadczasową refleksją nie traci siły. I wciąż przyciąga widzów, budząc zachwyt i wielki aplauz.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła