„Krawiec” Sławomira Mrożka w reż. Marka Bukowskiego w Teatrze Telewizji. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.
Sławomir Mrożek napisał „Krawca” w 1964 roku, tym samym, w którym ukazało się słynne „Tango”. Widocznie jednak autor nie uznał swojego nowego dramatu za wystarczająco dobry, skoro schował go na długie 13 lat w szufladzie. Prapremiera odbyła się w 1978 roku w szczecińskim Teatrze Współczesnym w reżyserii Janusza Nyczaka. 9 maja 2022 roku Teatr Telewizji pokazał „Krawca” wyreżyserowanego przez Marka Bukowskiego.
To zaledwie druga realizacja tego dramatu w Telewizji Polskiej: pierwsza, z 1997 roku, wyreżyserowana przez Michała Kwiecińskiego z Andrzejem Sewerynem w roli tytułowej, trafiła już do „Złotej Setki Teatru Telewizji”. Osobiście po raz pierwszy widziałem „Krawca” na początku lat 80. minionego wieku w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach i przyznać muszę, że do dziś to przedstawienie wyreżyserowane przez Józefa Skwarka z Mirosławem Henke w głównej roli tkwi w mej pamięci. Pewnie dlatego, że czas był wówczas szczególny i nie wiadomo było, kto będzie „szył” naszą najbliższą przyszłość. Szykowała się w tym zakresie rewolucja, jak w dramacie Mrożka.
Po ponad czterdziestu latach sztuka Sławomira Mrożka zdaje się być nadal aktualna, może nawet bardziej niż w czasach jej wkraczania na deski teatrów. Dzisiaj bowiem, bardziej niż wtedy, presja na to, by być nieustająco pięknym i młodym jest ogromna i dla wielu sine qua non ich egzystencji. Mógłby im to zapewnić Mrożkowy krawiec, mistrz medycyny estetycznej, który oferuje wieczną młodość, nieprzemijającą urodę w zamian za tożsamość. Jego marzeniem jest stworzenie stroju z ludzkiej skóry i tożsamości właśnie. To nowy kanon piękna według doktora Krawca, któremu przestał wystarczać poprzedni uosabiany przez Nanę (Maria Dębska) całkowicie skrytą przed spojrzeniami innych kostiumem rodem z „Mask Singer” (jego i pozostałych kostiumów autorką jest Marta Grudzińska). Jest on gotów go stworzyć dla nowych przedstawicieli władzy reprezentowanych przez Onucego (w tej roli Maciej Mikołajczyk), bo przecież Krawiec i tak wie, że to jego dzieła „stwarzają” człowieka. „Nagi Ekscelencja jest tylko Ekscelencją” – zwykł mawiać do swojego poprzedniego wysoko postawionego klienta. Generalnie nic się nie zmieni – wódz barbarzyńców szybko upodobni się do eks – Ekscelencji, uwierzy, że jest zbawcą narodu, chętnie przystanie na eksperymenty demonicznego Krawca, poświęcając nawet zapatrzonego w niego Karlosa (gra go imponujący sprawnością fizyczną Mariusz Bochniarz, mówiący głosem… Patryka Michalaka). Dotychczasowy władca (ciekawie, z niejakim dystansem zagrany przez Artura Żmijewskiego ) uda się na coś w rodzaju „wewnętrznej emigracji” – najpierw jako mnich, potem jako Czeladnik w pracowni Krawca. Wszystko zgodnie z ideą owego Mistrza, jak nazywa go Ekscelencja, który chce utrwalenia dotychczasowego porządku, a nie rewolucji.
„Krawiec” w reżyserii Marka Bukowskiego powstał poza telewizyjnym studiem. Akcja przedstawienia toczy się przez chwilę w ogromnej hali zdjęciowej, gdzie realizowany jest „Dr Cravietz Show” z udziałem tytułowego bohatera i Nany, idolki grupy mężczyzn przypominających kiboli tudzież rodzimych obrońców wartości chrześcijańskich, którzy na owo studio nacierają. Potem akcja przenosi się do pracowni krawieckiej mieszczącej się w przeszklonym biurowcu z szybką windą, która w ujęciu Agaty Stróżyńskiej bardziej przypomina laboratorium nawiedzonego medyka. Reżyser wraz ze swoim ulubionym scenarzystą, Maciejem Dancewiczem, robią wiele, by uatrakcyjnić współczesnemu widzowi tekst Mrożka, umieszczając go (i bohaterów) także na arenie bokserskiej, w luksusowej limuzynie, na planie realizowanego przez Krawca i Czeladnika przedstawienia telewizyjnego (pomysł może ciekawy, ale już opatrzony z powodu częstotliwości stosowania go przez reżyserów na siłę starających się uwspółcześnić sztukę napisaną jakiś czas temu). W nadmiarze tych realizacyjnych fajerwerków rozmywa się, niestety, przesłanie tekstu Mrożka, mówiącego wystarczająco wyraźnie o zagrożeniach człowieka ze strony współczesnej cywilizacji opanowanej przez niebezpiecznych ludzi.
W obszarze obsady Marek Bukowski wykorzystał niezbyt oryginalny pomysł obsadzenia aktorki w męskiej roli (dość przypomnieć Halinę Łabonarską, którą niedawno jej syn – reżyser, Wawrzyniec Kostrzewski, obsadził w roli króla Leara, a nieco wcześniej jako Chochoła w telewizyjnym „Weselu”). Nie bardzo rozumiem czemu ten zabieg miał służyć – czyżby lewacka poprawność polityczna, jak zwykła pisać pewna szacowna krytyczna teatralna, dotarła i do narodowej TVP? Na szczęście Danuta Stenka wybitną aktorką jest, więc nawet bez znakomitej charakteryzacji Ewy Drobiec i Agnieszki Jońcy dałaby radę. Jej Krawiec jest butny, demoniczny, autentycznie groźny, niebezpiecznie przekonany o swojej wszechmocy sprawczej („Cywilizacja to ja, stwarzam pożądanie, stwarzam kulturę” – mówi), jawi się jako demiurg owładnięty chorym pragnieniem stworzenia za wszelką cenę czegoś wyjątkowego. To rola Stenki sprawia, że wymowa dramatu Sławomira Mrożka przebija się przez nadmiar reżyserskich pomysłów i dociera do widza.