Zanim wydadzą każdą złotówkę, długo ją oglądają. A mają na co - jedzenie, ubranie, proszek do prania... Ale wolą wydać na teatr. Są podopiecznymi MOPS-u i nie chcą być wykluczonymi z kultury - pisze Renata Radłowska w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Koszule i spodnie od garnituru (tak, jeszcze ślubnego) piorą tydzień wcześniej. Sukienki prasują ze dwa razy, żeby mieć pewność, że żadnych zagięć na nich nie będzie. Paniom sąsiadki ułożą włosy, panom sąsiedzi pożyczą krawaty (byle ładne, byle pasujące do koszuli). Wiele razy sprawdzają, czy mają bilety do teatru - te kupione po 15 złotych za sztukę. - Z czego pani zrezygnowała? - pytam jedną z kobiet, która zaczęła chodzić do teatru (a w swoim życiu była tylko trzy razy, w tym jeden jeszcze w przedszkolu). - Z kawy. Nie muszę jej pić - mówi kobieta. - Teatr taki ważny? - Nie znam się na nim. Ale bardzo chcę tam być. Dlaczego? Ano dlatego, że teatr to coś wyjątkowego. Ludziom, którzy tam nie chodzą, wydaje się, że kiedy pójdą, to popatrzą na zupełnie inną rzeczywistość. Na półtorej godziny staną się ludźmi, którzy: mają dobrą pracę (i płacę), "posiadają horyzonty", niczym nie różnią się od innych. I których s