EN

3.06.2022, 10:47 Wersja do druku

Kraj. Nie żyje Bożena Winnicka

21 maja tego roku odeszła Bożena Winnicka urodzona w 1937 roku. Absolwentka warszawskiej polonistyki pracowała jako kierownik literacki w teatrach Bydgoszczy, Gorzowa Wielkopolskiego, Olsztyna, później Teatru Wielkiego w Warszawie. Nie tylko redagowała programy do spektakli, ale miała duży wpływ na dobór repertuaru i jego kształt. Wynikało to nie tylko z szerokiej znajomości literatury, ale też wiedzy o możliwościach zespołu; uważała, że nie każde arcydzieło warte jest przeciętnej realizacji. Bywało, że sama adaptowała teksty prozatorskie na użytek sceny. Pisze Elżbieta Baniewicz.

W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zamieszkała w Krakowie i pisała o teatrze w „Życiu Literackim”, piśmie niekoniecznie kochanym przez środowisko i opozycję. Niemniej jej teksty o teatrze budziły szeroki oddźwięk, gdyż jak rzadko kto, czytała przedstawienia bezbłędnie i krytycznie, lecz rację przyznawano jej raczej po cichu. W ocenach była surowa, by nie powiedzieć złośliwa, co dodawało jej sądom wyrazistości. Studiowała u Jana Kotta, wspominała nie tyle jego erudycję, co raczej oczywiste u profesora, co  swobodę i rozmach myślenia. Pisania także, był jej mistrzem. Gust miała świetny i żadne okoliczności towarzyskie czy polityczne  nie wpływały na jej opinie. Była solistką i nie ulegała chóralnym modom. Nawet o przedstawieniach wybitnych reżyserów potrafiła powiedzieć - „Ależ tu artysta wspaniale kiczem maznął, aż przyjemnie popatrzeć”. Aktorzy się czasem obrażali za jej sformułowania i nazywali Piranią.

Zawsze miała dystans do siebie i do świata, co świadczyło o jej wybitnej inteligencji. W czasach gdy była już na emeryturze i do teatru chadzała rzadko, choć nadal budził jej zainteresowanie, czytała recenzje. Gdy  zauważyła w nich szokujące sformułowania, dzwoniła do mnie, żeby zwrócić uwagę na „złote myśli” kolegów. Nie mogła się pogodzić, że  teatr  sprzeniewierzył się swej misji, za którą uważała urzeczywistnianie na scenie istotnych tekstów literackich. W krakowskiej PWST  prowadziła zajęcia z analizy dramatu,  uczyła reżyserów i aktorów, że dwa tysiące lat myśli zawartych w utworach pisarzy, jest więcej warte niż „rewolucyjne” pomysły współczesnych realizatorów. 

Przez kilka lat oglądałyśmy w polskich teatrach spektakle młodych reżyserów, by  wybrać repertuar na Festiwal INTERPRETACJE prowadzony przez Kazimierza Kutza. Nie stosowała taryfy ulgowej dla nikogo, bo też swój zawód traktowała poważnie, choć oglądając teatr „młodszych zdolniejszych” mówiła, że nie chciałaby mu poświęcić życia. Kiedyś zdarzyło się, że jeden z kolegów zakwalifikował do konkursu  złe przedstawienie, na co nie miałyśmy wpływu. Na pytanie jednego z jurorów czy ta decyzja to zły gust, czy korupcja odparła bez wahania – „I jedno, i drugie proszę pana”. Miała charakter weredyczki - co w głowie to na języku - nigdy nie zawahała się mówić wprost, co myśli. Nie jest to cecha, która ułatwia życie w środowisku. 

Teksty o teatrze jej autorstwa - konfrontujące tekst dramatu z jego sceniczną realizacją, odwołujące się do  jego wcześniejszych, jeśli były, wersji teatralnych -  dla historyków  stanowią cenny materiał do dziejów teatru. Można się z nich wiele nauczyć o teatrze ostatnich dekad ubiegłego wieku, o maestrii pisania o nim także.

Źródło:

Materiał nadesłany