Moim zdaniem teatr tak naprawdę ma sens tylko wtedy, kiedy jest na żywo - mówi PAP prezes Telewizji Polskiej Mateusz Matyszkowicz. Zapowiada, że w ramówce jesiennej TVP większość spektakli będzie na żywo.
"Teatr Telewizji rzeczywiście zmienia swoją formułę. Moim zdaniem było coś archaicznego w jego dotychczasowej formule, która została wypracowana w latach 90. XX wieku" - powiedział prezes TVP. Wyjaśnił, że "wówczas Teatr Telewizji był w pewnej mierze substytutem słabego, mało obecnego i niskobudżetowego polskiego kina".
"Uważam, że jako nadawca publiczny powinniśmy zapewnić teatr widzom - tym, którzy z przyczyn ekonomicznych, zdrowotnych, z powodu miejsca zamieszkania - nie mogą uczestniczyć w nim na żywo" - podkreślił Matyszkowicz.
"Gdy zadamy sobie pytanie, co to jest teatr - odnajdujemy pewne cechy go konstytuujące. Umowność, scena, kontakt z publicznością" - mówił. "Moim zdaniem teatr tak naprawdę ma sens tylko wtedy, kiedy jest na żywo" - ocenił.
Prezes TVP zaznaczył, że przygotowywanie takich spektakli "nie jest łatwe, bo wymaga wdrożenia zupełnie nowych mocy produkcyjnych, których nasza telewizja dawno nie miała". "Kiedyś jednak je miała, bo teatr tak właśnie był robiony" - przypomniał, dodając, że "Teatr Telewizji musi się odbudować w tym zakresie".
"Już w ramówce jesiennej TVP większość spektakli będzie na żywo. Mamy ambicje, żeby były trzy premiery na żywo w miesiącu, a jeden poniedziałek będzie na powtórkę jakiegoś dobrego, klasycznego przedstawienia" - zapowiedział Mateusz Matyszkowicz, dodając, że "część spektakli na żywo będzie z udziałem publiczności".
"Wcześniej przedstawiłem może trochę akademicką definicję teatru. Taka bardziej życiowa brzmi: teatr to jest misterium, teatr się przeżywa. Dlatego musi być na żywo" - powiedział. "Widz, który z różnych przyczyn nie uczestniczy w spektaklu na widowni, musi otrzymać od nas jak największą szansę poczucia się jednym z widzów w teatrze" - wyjaśnił.
Prezes TVP zwrócił uwagę, że "Teatr Telewizji ma swoją widownię, która nie jest taka jak wiele lat temu, gdyż obecnie mamy dobre kino". "Wielu widzów przestało oglądać teatr, bo ma alternatywę w postaci kina" - zwrócił uwagę.
"Tych widzów, którzy chcą uczestniczyć w teatrze jako teatrze, jest w poniedziałki około 300 tys. Jeżeli czasem ta widownia wyniesie pół miliona - to tutaj wystrzelą korki od szampana i będziemy świętować" - powiedział. "Ale czy to jest mało? Wyobraźmy sobie przedstawienie w teatrze, które obejrzało 300 tys. widzów. Żaden teatr w Polsce nie jest w stanie takiego przedstawienia zaproponować" - wytłumaczył.
Pytany o to, do kogo Teatr Telewizji powinien być skierowany, Matyszkowicz powiedział: "widz Teatru Powszechnego ma swój teatr i do niego chodzi; jest to kilkaset osób w Warszawie". "Teatr Telewizji jest skierowany potencjalnie do 40 mln Polaków, a faktycznie do osób, które część twórców współczesnego teatru pogardliwie nazywa mieszczańską publicznością" - mówił. "Tak, Teatr Telewizji powinien być mieszczański, bo nie jest Teatrem Powszechnym" - podkreślił i wyjaśnił, że "tymi słowami nie krytykuje Teatru Powszechnego".
"Istnieją różni widzowie i oni mają rozmaite potrzeby teatralne" - powiedział. "Proszę sobie wyobrazić widza z mojego rodzinnego Żywca przywiezionego do Teatru Powszechnego w Warszawie. Czy to będzie spektakl dla niego? Nie dla niego. Ale on chciałby pójść do teatru - i to dla niego jest Teatr Telewizji" - wskazał prezes TVP.
Wiosną wraca Teatr Telewizji na żywo. 13 marca w TVP1 pokazana zostanie premiera pt. "Barwy uczuć" w reż. i adaptacji Przemysława Stippy. Scenariusz tego przedstawienia został oparty na dwóch dramatach Alfreda de Musseta – "Kaprys" i "Drzwi muszą być albo otwarte, albo zamknięte" – oraz na fragmentach zbioru "Maksymy i rozważania moralne" François de La Rochefoucauld, wydanego anonimowo w roku 1664.
Scenografię zaprojektowała Aleksandra Reda. Muzykę skomponował Tomasz Sroczyński. Za realizację telewizyjną odpowiada Józef Kowalewski.
W przedstawieniu wystąpią m.in.: Aleksandra Justa (M), Robert T. Majewski (H), Anna Zachciał (Matylda), Marcin Korcz (Henryk), Anna Szymańczyk (Pani de Lery) i Mirosław Konarowski (Służący).
Spektakl został zainspirowany przedstawieniem "Barwy uczuć" Teatru Telewizji z 1960 r. w reż. Ireny Sobierajskiej, którego scenariusz i zapis telewizyjny nie zachowały się.
"Premiera odbędzie się w formule teatru na żywo, aby podkreślić powrót do przeszłości telewizyjnej sceny, kiedy z powodów technicznych zapis był niemożliwy. Taka formuła podkreśla poetyckość spektaklu oraz jest znakomitym pretekstem do pokazania kunsztu aktorów różnych pokoleń" - czytamy w zapowiedzi.
Premiera "Barw uczuć" - 13 marca o godz. 21 w TVP1.