Dotacje dla celebrytów z Funduszu Wsparcia Kultury wzbudziły kontrowersje, ale wśród beneficjantów są opery i teatry samorządowe. Trzeba im pomóc - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Internetowe fora zdominował przekaz na temat Funduszu Wsparcia Kultura, a zamiast informacji, że pieniądze dostaną opery, filharmonie, teatry muzyczne i musicalowe, przebiły się newsy o tym, że firma braci Golec zainkasuje 1,9 mln zł, discopolowy Bayer Fuli zaś - ponad pół miliona. Fala krytyki była tak wielka, że minister kultury Piotr Gliński musiał uznać ogłoszenie listy w piątek, 13 listopada, za pechowe i już w niedzielę, 15 listopada, poinformował o zawieszeniu programu. Przez cały zaś poprzedni tydzień przekazywał informacje o swoich motywacjach oraz zarządzonej weryfikacji wniosków.
Zamieszanie mogło się wziąć stąd, że początkowo program był przygotowany dla środowiska teatralnego. Gdy kończyły się prace w zespole działającym przy Instytucie Teatralnym, jeden z uczestników informował o zasadach: „200 min dla teatrów samorządowych, 150 mln dla prywatnych i instytucji samorządowych. Branża koncertowa - 50 min. Nie ma obaw, że je przeje".
Stało się jednak inaczej. Jak powiedziała Katarzyna Meissner, dyrektor Instytutu Muzyki i Tańca, po naborze okazało się, że instytucje samorządowe i NGO-sy nie wykorzystały puli zakładanej we wstępnym podziale. Widząc, jak duże jest zapotrzebowanie wśród przedsiębiorców i firm zaplecza koncertowego, przeniesiono część środków właśnie na te podmioty.
Właśnie te dotacje wywołały kontrowersje. Podsumujmy: zaplanowany w większości dla instytucji kultury fundusz ostatecznie zagwarantował im w pierwszym rozdaniu mniej niż 150 mln zł z 400 min zł. Ale też wydaje się, że Instytut Muzyki i Tańca nie miał pełnego obrazu rynku koncertowego i jego obrotów, gdy działał w normalnych warunkach. Obecnie Ministerstwo Kultury przekonuje, że wśród 172 podmiotów, które otrzymały najwyższe wsparcie, jest 47 instytucji kultury (27,33 proc.) i 11 organizacji pozarządowych (6,40 proc). Rzecz w tym, że to trzecia część beneficjentów i to w odpowiednio wyselekcjonowanej grupie.
Samorządowe instytucje kultury są na też na szczycie najlepiej dotowanych. Na 4 mln zł może liczyć Teatr Muzyczny w Gdyni i stołeczna Roma. To jednak tylko liczby względne. Kontekst zaś jest taki, że Muzyczny ma na etatach ponad 200 osób i gdy nie było pandemii notował wpływy z biletów i wynajmu wielkości 20 min zł. Także Roma potrafiła sama się utrzymać.
Innego wymiaru nabierają też kwoty rekompensaty za dochody utracone od marca do grudnia, jeśli na tle Muzycznego postawi się 2 mln zł dla firmy Golców. Trudno podważyć argument, że zgodnie z algorytmem wyliczono dla nich rekompensatę za stracone wpływy z 70 koncertów. Jednak w społecznym odbiorze, zwłaszcza w dyskusjach internetowych, ten argument nie odegrał dominujące roli.
Algorytmy nie uwzględniły też mocnej rynkowej pozycji teatrów prywatnych ze stalą siedzibą wspieranych przez miejskie samorządy. Agencje, które działają gościnnie i w objeździe, mają otrzymać z funduszu po 2 mln zł, fundacja zaś Krystyny Jandy, prowadząca dwie sceny Polonia i Och-Teatr - 1,9 mln zł. Tymczasem zatrudnia na etatach powyżej 60 osób i jako współpracowników około 400, mając wpływy blisko 20 mln zł rocznie. A to oznacza, że lista rekompensat faktycznie wymaga weryfikacji. Wystarczy tylko zmienić parametry.
Wiadomo też, że 3,6 mln zł przyznano stołecznemu Kwadratowi, 2,1 mln zł wrocławskiemu Capitolowi i warszawskiej Syrenie, po 2 mln zł stołecznemu Buffo i krakowskiemu Teatrowi im. Słowackiego.
Jednocześnie ministerstwo podkreśla, że nie można zapominać o „znanych i bogatych", bo gwiazdy dużego formatu to tak naprawdę przedsiębiorstwa, mające na utrzymaniu wiele osób. Są niejednokrotnie obciążone wysokimi kredytami, leasingami i muszą utrzymać siedziby firmy. To także element pejzażu Polski samorządnej.