25 lat temu, 20 marca 1998 r., zmarł Maciej Słomczyński – poeta, prozaik, tłumacz literatury angielskiej i anglojęzycznej, a także scenarzysta. "Słomczyński jest fascynującą postacią i, podobnie jak Leopold Bloom w Ulissesie, zawsze był kimś w rodzaju outsidera" - mówi PAP prof. Barry Keane z Instytutu Anglistyki UW.
Andrzej Wajda i Maciej Słomczyński na próbie spektaklu „Tragiczna historia Hamleta, księcia Danii, Williama Shakespeare'a”, Stary Teatr, Kraków, listopad 1971, fot. Jerzy Ochoński / PAP
Maciej Słomczyński urodził się w Warszawie 10 kwietnia 1920 lub 1922 r. (na nagrobku na krakowskim Cmentarzu Rakowickim widnieje data 1922, natomiast na zaświadczeniu z punktu repatriacyjnego oraz w prasowych notkach po jego śmierci - 1920). Matką Słomczyńskiego była Marjorie Crosby-Słomczyńska, która pracowała jako tłumaczka w brytyjskim poselstwie w Warszawie. Natomiast ojcem Merian Cooper – amerykański pilot, który walczył w Polsce z bolszewikami, zdobywca Oscara, twórca postaci King Konga. Ojcostwo Coopera kwestionował jednak starszy brat Słomczyńskiego, Wojciech.
W 1941 wstąpił do Konfederacji Narodu, a w 1943 r. znalazł się w szeregach Armii Krajowej. Rok później został aresztowany i osadzony na Pawiaku, skąd uciekł. Przedostał się na Zachód; służył w armii i żandarmerii amerykańskiej we Francji.
Zadebiutował wierszami wydrukowanymi w 1946 r. na łamach łódzkiego pisma "Tydzień". W 1947 r. Słomczyński powrócił na stałe do Polski, a siedem lat później zamieszkał w Krakowie.
W tłumaczeniach – jak sam podkreślał – podejmował się wyłącznie rzeczy wielkich. Przełożył całego Williama Shakespeare’a, a także książki Jamesa Joyce’a, przede wszystkim "Ulissesa", oraz "Światłość w sierpniu" Williama Faulknera i "Raj utracony" Johna Miltona. Przetłumaczył również niemal cały kanon angielskiej literatury dziecięcej, m.in. "Alicję w krainie czarów", "Podróże Guliwera" oraz "Piotrusia Pana".
"Słomczyński jest fascynującą postacią i, podobnie jak Leopold Bloom w Ulissesie, zawsze był kimś w rodzaju outsidera" - mówi PAP prof. Barry Keane z Instytutu Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Badacz przypomniał, że "w latach pięćdziesiątych Słomczyński rozpoczął karierę jako tłumacz literatury, a przekłady Szekspira, Lewisa Carrolla i J.M Barrie’ego to tylko wybrane przykłady jego dorobku". "Równoległe zajmował się pisaniem kryminałów pod pseudonimem Joe Alex. Dochód, jaki z tego uzyskał, pozwolił mu ostatecznie rozpocząć pracę nad przekładem Ulissesa, który najprawdopodobniej powstał na zamówienie Jarosława Iwaszkiewicza, który w 1955 r. objął redakcję warszawskiego pisma literackiego Twórczość. To właśnie na łamach czasopisma Iwaszkiewicza w 1958 r. Słomczyński opublikował epizod Telemacha (rozdział 1); i właśnie tam polscy czytelnicy po raz pierwszy mogli przeczytać deklamacje dostojnego, pulchnego Bucka Mulligana i skargi Stephena Dedalusa na szczycie Wieży Martello" - powiedział. Prof. Keane podkreślił też, że "ta przełomowa publikacja zapoczątkowała coś, co miało stać się epickim tłumaczeniem w toku". "Było to przedsięwzięcie, które zaangażowało go na następną dekadę. Słomczyński publikował ukończone rozdziały przekładu Ulissesa w różnych pismach literackich w latach 1958-1968" - zaznaczył.
Zapytany, jakie miejsce w twórczości translatorskiej Słomczyńskiego zajmuje właśnie Joyce, badacz powiedział, że "dokonane przez Słomczyńskiego przekłady Ulissesa wraz z przetłumaczonym przez niego fragmentem Finnegans Wake są ukoronowaniem jego pracy jako tłumacza". "W przypadku przekładania Joyce’a nie musiał dzielić sceny z innymi tłumaczami, jak to było w przypadku jego przekładów Carrolla i Szekspira. Słomczyński identyfikował się z Joyce’em, zaczął nawet postrzegać swoją pracę jako unikatową kreację, niemal odrębną od oryginału. Bliskie utożsamianie się Słomczyńskiego z tym pisarzem musiało podsycać jego własne ambicje twórcze. Z pewnością praca nad dziełem Joyce’a dowiodła wielkości Słomczyńskiego jako tłumacza" - podkreślił prof. Keane.
Wskazał także, że "w tym kontekście trzeba wziąć pod uwagę jego teatralną adaptację Ulissesa, która zbiegła się w czasie z publikacją Ulissesa jako powieści". O "Ulissesie" w teatralnej adaptacji Słomczyński pisał: "Niemniej jednak, ponieważ cały mechanizm tej sztuki jest moją własnością i wynikiem moich rozmyślań, pozwoliłem ją sobie podpisać moim nazwiskiem – na podstawie powieści Jamesa Joyce’a – po prostu dlatego by uniknąć nieporozumień; gdyż jakakolwiek inna moja postawa wydawałaby mi się nieprzyzwoitością wobec autora Ulissesa".
Przedstawienie "Ulisses" w reżyserii Zygmunta Hübnera miało premierę 14 lutego 1970 r. w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. "Spektakl ten był zwieńczeniem okresu intensywnego zainteresowania Joyce'em po publikacji przekładu Ulissesa wydanym w pierwszych miesiącach 1969 r. Chociaż wydrukowano aż 40 tys. egzemplarzy przekładu, książka wyprzedała się w ciągu kilku dni. Potwierdzeniem publicznego entuzjazmu wokół tłumaczenia Słomczyńskiego był fakt, że bilety na spektakl okazały się prawie niemożliwe do zdobycia" - powiedział prof. Keane.
Zapytany, jakie miejsce zajmuje zatem Słomczyński w panteonie polskich tłumaczy, badacz zaznaczył, że "jako jeden z najbardziej uznanych polskich tłumaczy z pewnością Słomczyński jest postacią niezwykle ważną". "Jego rangę można porównać do Antoniego Libery, który mógł cieszyć się współpracą z Samuelem Beckettem. Być może spuścizna Słomczyńskiego nie została należycie doceniona przez starcia pomiędzy różnymi teatrami dotyczące praw do wykonywania spektakli teatralnych z wykorzystaniem jego przekładów" - ocenił.
"Nie ulega wątpliwości, że Słomczyński był wnikliwym tłumaczem i propagatorem dzieł Joyce'a. Niemniej, taka jest jednak natura arcydzieła Joyce'a, że kolejni tłumacze, w tym Maciej Świerkocki, mają prawo do podejmowania własnych prób zmierzenia się z przekładem, jak również do krytyki poprzedniego tłumaczenia. Przecież każda nowa interpretacja Joyce'a pozwala czytelnikom na własne przemyślenia na temat tego dzieła" - powiedział. Przypomniał również, że "Świerkocki twierdzi, że przekład Słomczyńskiego zestarzał się i zawiera błędy; ale kto wie, czy kiedyś wahadło nie odwróci się na korzyść Słomczyńskiego". "Zaś jego pierwsze wydanie z 1969 r., z niebieską okładką, zawsze będzie przedmiotem kolekcjonerskim. Sam jestem szczęśliwym posiadaczem jednego egzemplarza" - powiedział badacz.
"Świerkocki omawia swoje podejście do pracy w fascynującym krótkim przewodniku, mającym za zadanie, jak szalupa ratunkowa, prowadzić czytelników po nowym polskim przekładzie. Słomczyński był mniej otwarty na temat swojego warsztatu translatorskiego. Myślę jednak, że być może słuszne jest ogólne postrzeganie jego przekładu jako rezultatu jego własnych zdolności literackich i intuicji translatorskiej. I choć Świerkocki ma rację, pytając, dlaczego Słomczyński przetłumaczył imię Stephen jako Stefan, pozostawiając inne imiona w oryginale, należy Słomczyńskiego pochwalić za to, że klarownie oddał gry językowe, którym podporządkowany jest jego przekład" - wyjaśnił prof. Keane.
Dużą popularność przyniosły Słomczyńskiemu powieści kryminalne. Prof. Dorota Skotarczak, historyk z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz autorka książki "Otwierać, milicja! O powieści kryminalnej w PRL", w rozmowie z PAP wskazała, że można wyróżnić trzy odsłony powieści kryminalnej w twórczości Słomczyńskiego.
"Tuż po wojnie publikował zarówno pod własnym nazwiskiem, jak i pod pseudonimem Jack Cooper. Znając jego historię rodzinną - ten pseudonim nie był przypadkowy. Pisał wówczas powieści sensacyjno-kryminalno-szpiegowskie, takie jak Fabryka śmierci czy Zadanie porucznika Kenta" – powiedziała historyk. Te powieści nie podobały się jednak cenzurze, ponieważ pokazywały w pozytywnym świetle wywiad amerykański i angielski, natomiast wywiad sowiecki już tak dobrze nie wypadał. "Ponieważ był to jeszcze moment względnej swobody w kulturze, to te książki nadal się ukazywały. Jednak kiedy Słomczyński napisał Czerwonego pająka, to tę książkę w 1948 r. cenzura już kompletnie zablokowała" – zwróciła uwagę prof. Skotarczak.
Na dziesięć lat Słomczyński zniechęcił się do pisania powieści kryminalnych. Do tego typu literatury powrócił dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych, a najlepszy okres w jego twórczości przypada na lata sześćdziesiąte, kiedy pisał pod pseudonimami Joe Alex oraz Kazimierz Kwaśniewski.
Książki podpisywane jako "Joe Alex" – jak podkreśliła historyk – to tzw. kryminały pseudozachodnie. "Ich akcja działa się na Zachodzie. Zresztą one same nawiązywały do tradycji angielskiego kryminału detektywistycznego. Ich bohaterem był Anglik z wyższych sfer, najczęściej pisarz lub dziennikarz, który współpracował ze Scotland Yardem" – wyjaśniła.
Książki "Kazimierza Kwaśniewskiego" były z kolei powieściami milicyjnymi. "Ich akcja rozgrywała się w Polsce. Cenzura zarzucała Słomczyńskiemu, że ukazuje w nich Polskę jako kraj bezprawia, a milicjanci zajmują się niekoniecznie tym, czym powinni się zajmować. Ponadto duży udział w wyjaśnieniu sprawy mieli cywile" – przypomniała prof. Skotarczak. W powieściach milicyjnych Słomczyńskiego pojawiały się także wątki romansowe, co nie było częste w książkach tego gatunku u innych autorów. "Milicjant zakochiwał się w bohaterce jego śledztwa. Tak było chociażby w Zbrodniarzu i pannie. Kryminał ten został zresztą przeniesiony na ekran, a w rolę policjanta świetnie wcielił się Zbigniew Cybulski" – przypomniała badaczka.
Prof. Skotarczak wskazała, że "Słomczyński był bardzo sprawnym pisarzem, miał opanowane rzemiosło, a także znał reguły, które rządzą powieścią detektywistyczną". Jego powieści – zwłaszcza te pisane jako Joe Alex – cieszyły się dużą popularnością. "Miały duże nakłady, a także były wznawiane. Były też tłumaczone na kilkanaście języków, a Joe Alex w krajach demokracji ludowej robił naprawdę dużą karierę" – powiedziała. "Nie jest to przypadek – te powieści naprawdę były dobre, zresztą do dzisiaj czyta je się bardzo dobrze" – dodała.
Jej zdaniem Słomczyński jest bardziej popularny jako autor powieści kryminalnych niż tłumacz. "Tłumaczył dzieła wysokoartystyczne, nie była to literatura popularna" - powiedziała. "Wielokrotnie spotykałam się także z tym, że ludzie, którzy słyszeli o Joe Alexie, nigdy nie słyszeli o Słomczyńskim jako tłumaczu. To właśnie Joe Alex był jego najbardziej popularnym wcieleniem. Można nawet powiedzieć, że oderwał się od Słomczyńskiego, a Joe Alex – jako twórca kryminałów – żył własnym życiem" - stwierdziła.
Co więcej, nie wszyscy czytelnicy zdawali sobie sprawę, że Joe Alex to Polak. "W przypadku pseudozachodnich kryminałów czytelnicy traktowali je zazwyczaj jako przetłumaczone na język polski powieści angielskie" – wyjaśniła. "Sądzę, że gdyby Słomczyński rzeczywiście pisał i publikował swoje powieści kryminalne w Anglii, naprawdę miałby szansę na światowy sukces" – podkreśliła prof. Skotarczak.
Słomczyński był członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Rotary Club, wiceprezesem międzynarodowego stowarzyszenia "Fundacja Jamesa Joyce'a", a od 1973 r. członkiem Irish Institute. W 1980 r. został uhonorowany Nagrodą Miasta Krakowa za "twórczość literacką i przekładową".
Zmarł w Krakowie 20 marca 1998 r. Został pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Alei Zasłużonych.