Wciągający, utrzymujący w napięciu, a przy tym wzruszający, przejmujący i od początku do końca perfekcyjnie zrealizowany. To nie jest opis wysokobudżetowego filmu sensacyjnego. Mowa o minimalistycznym spektaklu w reż. Grażyny Kani "Nordost", moim dotychczasowym festiwalowym faworycie - o drugim dniu festiwalu Kontrapunkt pisze Dominika Lutobarska z Nowej Siły Krytycznej.
We współczesnym teatrze polskim dzieje się - mimo wszystkim utyskiwaniom - coś niebywałego: na scenach toczy się zażarta dyskusja na temat otaczającej rzeczywistości. Dyskusja, w której głosy brzmią wyraźnie, argumenty przekonująco, komentarze świeżo, aktualnie i wiarygodnie. W latach 70. i 80. podobną funkcję pełniło polskie kino - dziś w tej materii nie dorasta polskiemu teatrowi do pięt. Zabrano mnie wczoraj do moskiewskiego teatru na Dubrowce, na przedstawienie "Nordost", podczas którego do teatru wtargnęli czeczeńscy bojownicy, przetrzymujący widzów - zakładników przez kilka dni, aż do momentu, w którym trujący gaz przeniknął przez szyby wentylacyjne do środka, usypiając wszystkich, bez wyjątku. Trzy ekrany telewizorów, w każdym widzimy kobietę, poza tym ciemność. Pełen minimalizm. Każda z kobiet opowiada swoją historię. Zaczynają powoli, każdą myśl puentując spojrzeniem - z ekranu - prosto w oczy widza. Trzy kobiety opowiadają