Ten tytuł - wiem o tym - brzmi z jednej strony nazbyt uzurpatorsko, jakbym chciała ogłosić zamknięcie jakiegoś zjawiska, a z drugiej strony może budzić zdziwienie, jako że krytyka towarzysząca, o jakiej najczęściej myślimy przywołując ten termin, jest już bytem historycznym i, doprawdy, nie trzeba jej ani zamykać, ani głosić jej wyczerpania, ponieważ już dawno wyczerpała się sama - tekst Ewy Guderian-Czaplińskiej w nowym numerze Dialogu.
Nie chcę też wcale mówić o historii, czyli o tym, że Ludwik Flaszen z Grotowskim, Konstanty Puzyna z teatrem studenckim, a Marta Fik przeciw Hanuszkiewiczowi (bo i ją do tej dawnej grupy można zaliczyć, choć prawem paradoksu, ponieważ sumiennie zwalczając teatr Hanuszkiewicza, Marta Fik z konieczności mu towarzyszyła). Gdybym nawet chciała trybem historycznym zwrócić się w stronę tej formacji i wskazać moment "końca", to przecież i na to już za późno - zrobił to dawno temu sam wynalazca terminu "krytyka towarzysząca", czyli Tadeusz Nyczek, pisząc w "Dialogowym" felietonie z serii "Nawozy sztuczne": Zanika powoli - nieliczni już bronią jej szańców - krytyka tak zwana obiektywna, usiłująca patrzeć na teatr jak na całościowe zjawisko kultury, a wygrywa marginalna kiedyś krytyka towarzysząca. Prawie każdy pisze w imieniu jakiegoś teatru, jakiejś konwencji, jakiegoś przedziału wiekowego, jakiejś rewolucji albo antyrewolucji... [...] Każdy bi