„Koniec czerwonego człowieka” Daniela Majinga, na motywach książki „Czasy secondhandu” Swietłany Aleksiejewicz w reż. Krystyna Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
Homo sovieticus nie umiera nigdy. Jest wiecznie żywy. Spektakl OCH-TEATRU pod tytułem KONIEC CZERWONEGO CZŁOWIEKA Daniela Majlinga w reżyserii Krystyny Jandy jest tego doskonałym przykładem. Podejmuje temat toksyczności systemu komunistycznego, jego destrukcyjnej siły w obliczu systemowej transformacji. Co prawda koniec jednej epoki jest początkiem nowego porządku, ale dopóki żyją ci, którzy urodzili się w czasach i w strefie wpływów Związku Radzieckiego, dopóty duch Lenina i Stalina będzie nadal formatował ludzi, ciągle ingerował w ich zachowanie. Zachodzące zmiany zderzają się z tym, co było, ale nie są w stanie wyrugować wszystkiego, co złe. Spuścizna historyczna, kulturowa zapuszcza głębokie korzenie w każde pokolenie w postaci edukacji, wychowania, rytuałów, ciągle żywej pamięci, wytresowanej systemowo mentalności i zakodowanego przez kolejne dekady wielkiego strachu. Stąd wyraźne w sztuce odniesienia do spuścizny dramatycznej Antoniego Czechowa, przykłady stereotypów myślenia Rosji o Zachodzie, który ciągle traktowany jest jak wróg, ale też Zachodu o Rosji, który nadal zakochany jest w bezkresnej, dzikiej, cudownej krainie, w teorii komunizmu realnie wprowadzonego w życie, szalonej duszy rosyjskiej, fascynującej kulturze (proza, poezja, balet). W czasie zmian wkracza do postsowieckiego kraju agresywny kapitalizm. Zderzają się wtedy postawy zachowawcze z postępowymi, a więc te zaprzeszłe, które sprzeciwiają się gwałtownej ingerencji nowego sposobu myślenia i zmianie stylu życia z tymi, które chcą szybkiego wzbogacenia się i korzystania z wolności. Ta konfrontacja między starym a nowym systemem rodzi konflikty, generuje duże napięcie, doprowadza też do tragedii. Generuje istny galimatias.
O tym jest spektakl Krystyny Jandy zrealizowany na podstawie książki CZASY SECONDHANDU. KONIEC CZERWONEGO CZŁOWIEKA autorstwa noblistki z Białorusi, Swietłany Aleksijewicz. I ma wymiar smutnej konstatacji, że nowe wspaniałe czasy wolności i zmian to gorzka lekcja. Bo mentalność stanowi bardzo trudną materię do przeprogramowania. Transformacja bardzo ludzi udziwnia, ale tak naprawdę ich nie zmienia. Pozwala wypracować tylko nową formę dla starych treści.
Widzowie poznają rodzinę generała - majora Aleksiejewa (doskonały Grzegorz Warchoł) w jego urodziny, od 1989 do 2023 roku. Każdy tu na swój sposób stara się funkcjonować w nowej rzeczywistości, po rozpadzie Związku Radzieckiego. Pan domu - despotyczny, dominujący, ciągle pijany, zaczepny, a nawet agresywny- budzi nie szacunek jako głowa rodziny, lecz strach i przerażenie. To posłuszny funkcjonariusz, wierny wodzom narodu żołnierz, który nigdy nie miał wątpliwości, poczucia winy, nadal nie odczuwa wyrzutów sumienia z powodu swej niechlubnej przeszłości. Jego żona, Marusia Iwanowna (cudowna Dorota Nowakowska), nie jest w stanie zaakceptować żadnych zmian, żyje przeszłością, z każdej opresji wychodzi cało tłumacząc się bólem głowy. To postać ciepła, komediowa, ale i niereformowalna, zachowawcza, w pewnym sensie straszna, bo broni "zdobyczy" socjalizmu. Wiera, ich córka (piękna Agnieszka Warchulska), ciągle przestraszona, przejęta, zapracowana i Borys (Przemysław Sadowski), jej mąż, który angażuje się w zachodzące zmiany polityczne, muszą zmagać się z bólem po śmierci syna (Szymon Szczęsny), ofiary opowieści o walecznej przeszłości, patriotyzmie, śmierci za ojczyznę. Interesujący jest wątek Leny (sugestywna Lidia Sadowa), która porzuca męża Jurija (wzruszający Krzysztof Ogłoza) i dzieci dla nieznanego mężczyzny, który jej się śnił a okazał się przestępcą odbywającym karę w więzieniu. Kobieta z determinacją, odważnie podąża za absurdalnym, wydumanym, romantycznym uczuciem, które doprowadzi ją do osobistej klęski. Z kolei Irina (dramatyczna Grażyna Sobocińska) - zagubiona, zdezorientowana, wykorzystana i opuszczona przez mężczyzn- pozostaje sama. Wuj, Grigorij Iwanowicz (cudowny Stanisław Brejdygant), jest wycofany i, mimo że został boleśnie doświadczony na Syberii, nadal broni idei wielkiej Rosji. Paweł Iwanowicz (Mateusz Rzeźniczak), najpierw żołnierz, później imigrant z tęsknoty za ojczyzną i za Iriną wracający z dalekiego świata, w którym się doskonale życiowo odnalazł, i Siergiej Antonowicz (Łukasz Garlicki) w ojczyźnie prowadzi z powodzeniem interesy, nie zawsze legalne, przejrzyste - obaj więc reprezentują dwa różne spojrzenia na rolę mężczyzn w nowej rzeczywistości.
Krystyna Janda wyreżyserowała spektakl o tematyce, którą doskonale zna i czuje. Pewną ręką prowadzi zespół aktorski, nadaje sztuce spójny kształt artystyczny. Rodzajowa scenografia i kostiumy Zuzanny Markiewicz - szkielet altany, okrągłe stoły z kieliszkami, porcelaną i butelką wódki, krzesła, kanapa i ścianka z obrazkami na tle makaty oraz popiersia dwóch ojców narodu, najpierw Lenina, później Stalina, i jeszcze czerwone chorągwie przy wejściu- tworzy kontekst miejsca i czasu sztuki, jakby zastygły, stały. Nie bez znaczenia jest choreografia Emila Wesołowskiego i światło Katarzyny Łuszczyk, co decyduje o temperaturze emocji, wzmacnia dramatyczny przebieg zdarzeń. Reżyserka z pietyzmem tworzy elektryzującą atmosferę w domu przeciętnej rodziny, podkreśla mentalny obraz Związku Radzieckiego, który pod wpływem pierestrojki się zmienia, staje się rosyjski. Jednak nowy obraz Rosji powiela wzory zaprzeszłych pokoleń, bo zawiera gen tęsknoty za tym, co wydumane, silne, wielkie. Nazbyt absurdalne, w związku z tym bolesne. Bardzo niebezpieczne. Groźne.
Spektakl jest ważny również dla nas, Polaków, bo nie daje zapomnieć o tym, co chcielibyśmy do końca wyprzeć i wymazać. A okazuje się, że tak naprawdę jeszcze w naszych duszach to "coś" głośno gra i zagłusza zdrowy rozsądek. Resentymenty, tęsknoty, manie wielkości, poczucie misji. Udajemy, że nie widzimy tych duchów przeszłości, które nadal się plączą pośród nas, jak generał - major Aleksiejew w swoim domu, jak Rosja w Ukrainie, i w przewrotny, podstępny sposób nas/nie nas dopadają. Zabijają.