O Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.
Po jednodniowej przerwie teatr Compagnie Drift znów powrócił na deski BCK. Tym razem ze spektaklem "machine a sons - sounds machine" ("maszyna dźwięków"). Wspólnym mianownikiem obu przedstawień, oprócz twórców, okazało się absurdalne poczucie humoru. Poza tym dwa spektakle, które obejrzała publiczność Konferencji Tańca Współczesnego, więcej dzieli niż łączy. "machine a sons" z tradycyjnie rozumianym teatrem tańca niewiele ma wspólnego. To raczej performance z elementami instalacji, teatru ruchu oraz teatru muzycznego. Zastawiona biurkami, stolikami i krzesłami scena już na samym początku nie pozwala widzowi oczekiwać rozbudowanych układów choreograficznych, ale to, co otrzymuje w zamian, zupełnie zbija go z pantałyku. Artyści fundują mu zaskakujący pokaz pełen absurdalnych sytuacji, surrealistyczno-dadaistycznego humoru i szalonych eksperymentów. Właśnie naukowe eksperymenty trójki tancerzy: Beatrice Jaccard, Massimo Bertinelli i François Ge