„Jesteś szalona” wg scenar. i w reż. Tomasza Mana w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku. Pisze Wiktoria Formella z Nowej Siły Krytycznej.
Najnowsza premiera Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku to opowieść o zderzeniu niewesołego krajobrazu transformacji gospodarczej i raczkującego kapitalizmu z historią splotu miłości i muzyki, niosącą promyk nadziei, autentyczności i spontaniczności. „Jesteś szalona” według scenariusza i w reżyserii Tomana Mana zadowala się naskórkowym obrazkiem, w którym drobiazgowa analiza czasów przemian i życiowe prawdopodobieństwo ustępują miejsca rysowanemu grubą kreską portretowi środowiska disco polo, na czele z emblematami kiczu – białymi kozaczkami i ortalionowymi dresami.
Zanim zacznie się spektakl, kobiecy głos powie: „Szanowni Państwo, uprasza się o wyłączenie komóreczek oraz nierejestrowanie spektaklu. Uwaga, można się bawić, śmiać i tańczyć”. Przenosimy się do przełomu wieków, kiedy to w polskich domach królowały meblościanki, a na ulicach dudniło disco polo. Nie dziwi więc, że główna bohaterka (Anna Grochowska) podczas oglądania kultowego programu „Disco relax”, naśladuje ulubione zespoły, marząc, że kiedyś razem z nimi zatańczy i zaśpiewa, a może nawet zajmie ich miejsce. Nie wiedzieć czemu, w jej wyobrażeniu droga ku estradzie prowadzi przez akademię muzyczną, dlatego przygotowuje się do egzaminów wstępnych. Gustu muzycznego ani wyboru kierunku studiów nie akceptuje matka (Bożena Borek).
Stateczna właścicielka kancelarii adwokackiej marzy o tym, aby córka poszła w jej ślady. Nad zawodowe spełnienie dziewczyny (jak twierdzi matka – nieuchronnie prowadzące do otrzymywania kuroniówki i klepania biedy) bardziej ceni poczucie stabilności i samowystarczalności, które zagwarantować może adwokatura poparta znajomościami w palestrze. Kobieta zdaje się wiedzieć, co mówi – sama utrzymała dom, siebie i dziecko, skrzętnie ukrywając informację o tym, kto jest ojcem. Wobec niemożności porozumienia i braku wsparcia ze strony rodzicielki, dziewczyna decyduje się uciec z domu, wyjechać nad morze i tam zarobić na studia. Oprócz nastoletnich marzeń o sławie, konfliktu pokoleń i charakterów, Man naszpikował tekst jeszcze innymi kliszami kulturowymi: nieodzowną letnią miłością, małomiasteczkowymi marzeniami, przemytem, handlem na Stadionie Dziesięciolecia, wakacyjną pracą na czarno na zmywaku, saksami i seksami. Wreszcie szczęśliwym odnalezieniem ojca, prowadzącymi do finału, w którym konflikty zostaną zażegnane, a zatryumfuje miłość.
„Jesteś szalona” pod względem dramaturgicznym przypomina jukebox musical, czyli przedstawienie operujące przebojami, z których wykreowano nową historię. Słupską realizację od musicalu odróżnia choreografia w szczątkowym zarysie, a znakiem charakterystycznym jest discopolowa oprawa muzyczna, w której dominują utwory zespołów Akcent, Boys, Skaner oraz Shazzy. Irytuje pretekstowość scenariusza, w którym trzon akcji stanowi toporną ilustrację hitów, a dopełnieniem swoistej Biblii pauperum są wizualizacje (Zuzanna Piekarska). I tak: skoro rzecz dzieje się nad morzem, to musi pojawić się „Lato w Kołobrzegu” Skanera, a w tle – fale i słońce; gdy mamy problemy z wchodzeniem w dorosłość w Polsce raczkującego kapitalizmu, rozbrzmiewa „To nie U.S.A.” Boys; prezent chłopaka (Konrad Krupiński) dla ukochanej to pluszowa oczywistość, skoro śpiewa „Białego misia” Top One, a z projekcji spozierają niedźwiedzie – przykłady można mnożyć. Sposób konstrukcji scenariusza w połączeniu z ilustracyjną inscenizacją nie pozostawia widzom przestrzeni na myślenie, z czasem zdaje się do bólu przewidywalny. Największą jego wadę stanowi konstrukcja dialogów i monologów, w których zarówno czas przemian, jak i charakterystyka subkultury disco polo są przedstawione w sposób naskórkowy, zredukowany do galopady wyliczeń, bez niuansowania. Stąd przedstawiciel nowo ukształtowanej warstwy społecznej przedsiębiorców, właściciel smażalni (Krzysztof Kluzik), w ekspresowym skrócie zreferuje sytuację ekonomiczno-gospodarczą przełomu wieków: bieda, inflacja, kredyty, plan Balcerowicza, haracze, mafia, wysokie koszty pracy... Z kolei główna bohaterka, fanka disco polo, żeby przypomnieć ówczesną modę, przed spakowaniem walizki, musi wymienić: katana-marmurka, martensy czy walkman.
Trudno nie dostrzec błędów logicznych w odtworzeniu życiowego prawdopodobieństwa. Wystarczy wspomnieć o scenie, w której studentka prawa rozmawia z doświadczonym komornikiem (Igor Chmielnik) na temat specyfiki ich pracy. W pogawędce aż roi się od łacińskich, okołoprawniczych sentencji, które są dla nich zrozumiałe, ale mimo to symultanicznie tłumaczą je na język polski. Dodajmy do tego dobrze sytuowaną właścicielkę kancelarii, która z jednej strony, niczym największa sknera, informuje córkę, że będą prowadzić pięciosekundowe rozmowy telefoniczne, aby uniknąć droższego naliczania, a z drugiej strony proponuje niedoszłemu zięciowi, żeby za darmo wynajął część jej kancelarii w centrum miasta. Zwróćmy uwagę jeszcze na konstrukcję charakterologiczną kelnerki (Katarzyna Pałka), która zmienia się z negatywnej postaci w empatyczną przyjaciółkę niosącą duże wsparcie głównej bohaterce, stąd dziwi, że wiąże się z komornikiem, który de facto jest złodziejem. Scenarzysta nie próbuje tej decyzji zracjonalizować ani wyjaśnić – po prostu w ostatniej scenie wprowadza ich razem, niczym brakujący puzzel, idealnie pasujący do cukierkowego finału, w którym sześcioosobowa obsada tworzy trzy szczęśliwe pary. Wisienką na torcie niech będzie ekspresja głównej bohaterki. Nie tylko słucha muzyki będącej czystą radością, daleką od dekadenckich smutków, ale sama też jest wulkanem pozytywnych emocji, nieustannie skacze, śmieje się, klaszcze, słowem – sprawia wrażenie nadekspresyjnego dziecka, jednak przyczyn tego szczęścia nie sposób odgadnąć (za to problemów u niej jest bez liku).
Przewidywalny okazuje się też pomysł na dramaturgię muzyki. Niemal każdemu z utworów uruchamiających trudne emocje towarzyszy nowa, bardziej liryczna (z rzadka drapieżna, rockowa) aranżacja, która przy refrenie ustępuje miejsca oryginalnemu zapisowi nutowemu. Zdaje się, że Man próbuje w ten sposób wydobyć ukryty potencjał piosenek, jednak skoro wdarły się do popkultury jako utwory discopolowe, więc w oka mgnieniu przywraca elektroniczny sznyt i keyboard, gdyż należy oddać cesarzowi, co cesarskie. Trzeba jednak dodać, że aktorki i aktorzy są świetnie przygotowani wokalnie (przez Agatę Walczak) – co słychać zwłaszcza w fragmentach operujących nowymi aranżacjami – i choreograficzne (Artur Dobrzański).
Kostiumografka Aneta Piekarska-Man również zaserwowała niebotyczną porcję kiczu. Oprócz królującego w finale discopolowego neonu, czy cerat w biało-czerwoną kratkę w smażalni ryb, przez dwie godziny oglądamy ortalionowe dresy albo białe skarpety frotte i klapki – na panach; białe kozaczki, krótkie spódniczki i bluzeczki – na paniach. A jakby tego mało, na ramiona spływają im ostentacyjnie sztuczne blond pukle albo różowe kosmyki, które niedoskonale przykrywają naturalne włosy (bycie fanką disco polo, bycie szatynką – wybierz jedno!).
Znacznie ciekawsze są zabiegi dystansujące od realizmu, polegające na wydobywaniu teatralnej ramy, umowność kreowanego świata. Jednym z chwytów jest powierzenie głównej postaci roli narratorki: jej komentarze są bezpośrednio skierowane do publiczności, lecz niesłyszalne dla innych, a mimo to organizują ich działania, zamykają w stopklatkach. Dodatkowo kluczowe wydarzenia (jak choćby przemoc matki wobec córki) są kontrapunktowane krótkimi, muzycznymi wstawkami kameralnego zespołu muzycznego. Nie ukrywa się też roli pracowników technicznych, którzy na scenę wprowadzają zaledwie połowę samochodu (a i tak generuje to radość publiczności). Szkoda jedynie, że nie zadbano o satysfakcjonującą proporcję – o ile na początku scenariusza zabiegi te pojawiają się regularnie, im bliżej końca, tym trudniej je uświadczyć.
Osoby znające twórczość Tomasza Mana i oczekujące od niego najnowszej realizacji poszukiwań estetycznych bądź formalnych, mogą nie być usatysfakcjonowane. „Jesteś szalona” to przedłużenie stylistyki gatunku muzycznego: prosty scenariusz, łatwa muzyka, optymistyczny przekaz i kult zabawy. Wszak kobiecy głos nie obiecywał nic więcej.
---
Wiktoria Formella – absolwentka teatrologii o specjalności dramaturgiczno-krytycznej na Uniwersytecie Gdańskim, pracuje w Dziale Teatralnym Muzeum Narodowego w Gdańsku.