„Toulouse-Lautrec”, choreogr. Kader Belarbi, Ballet de l'Opéra national du Capitole w Tuluzie. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.
Biografie, losy postaci historycznych, są istotnym i wdzięcznym tematem dla baletowej opowieści. Nie tylko bohaterowie i herosi, ale również artyści, osobowości, a dziś byśmy powiedzieli celebryci, stają się tematami narracji bez słów. Istotnym jest, aby nie były to sztampowe opowieści, od urodzenia do śmierci, ale głębsze widowiska, oryginalnie, dobrze pomyślane i jeszcze wspanialej wykonane. Poszukiwanie takowego ideału jest niezwykle trudne, by nie powiedzieć niemożliwe. Kilkukrotnie na falach telewizji Mezzo mierzyłem się z taneczną wersją losów Henri de Toulouse-Lautreca. Nie byłem w stanie przebrnąć przez blokadę szklanego ekranu, aby skupić się na losach francuskiego artysty. Z niewiadomych, podświadomych powodów przedstawienie odrzucało, odpychało, zniesmaczało. Postanowiłem zobaczyć je na żywo, czy naprawdę jest aż tak złe jak sobie wyobrażałem? I nastała całkowita zmiana oceny. Niesamowite objawienie. To ukazuje jak przekaz ekranu deformuje rzeczywistą jakość przedstawień. Baletowa wersja historii o malarzu i grafiku czasu postimpresjonizmu powstała w Ballet de l’Opera National du Capitole w Tuluzie. Przygotował ją, jeszcze do niedawna dyrektor zespołu, Kader Belarbi. Ten niegdysiejszy tancerz „ery Nuriejewa” w balecie Opery Paryskiej przez kilkanaście lat, w autorski sposób, kształtował artystyczne oblicze sceny nad Garonną. W tym sezonie został zwolniony ze stanowiska w związku z problemami w zarządzaniu grupą. Tym samym zakończyła się pewna epoka. Analizując repertuar przygotowany dla kolejnych miesięcy nie ma już prac Belarbiego, poszukiwania twórcze zajęła w głównej mierze klasyka. To typowy obraz dzisiejszych, dużych scen w Europie. Kryzys ekonomiczny zagląda coraz poważniej w oczy szefów instytucji, każdy grosz jest skrupulatnie liczony. Liczba prezentacji ograniczana, a odwrót od współczesności powszechny na rzecz tradycyjnej formy baletowego wyrazu. Tym samym Toulouse-Lautrec można uznać za swoiste pożegnanie – w dobrym, przesiąkniętym duchem Paryża i Francji, klimacie i nastroju narracji o losach pewnego człowieka. To również dojrzała praca choreograficzna i inscenizacyjna, bowiem artysta buduje ciekawy obraz epoki, czasów schyłku wieku dziewiętnastego i zalążków dwudziestego, gdzie życie obyczajowe wytyczało nowe trendy codzienności.
Belarbi tworzy zwięzłą i klarowną opowieść, poczynając od wejścia tancerzy na scenę z widowni. Przychodzą z nas, publiczności, naszej przeszłości. Bowiem przedstawienie jest swoistym kolażem wziętym z życia malarza, ale najważniejszą rolę odgrywa świat zewnętrzny, codzienności, wieczorów i nocy, a także samotnych poranków. Choreograf jest totalny w swojej opowieści. Nie pomija wątków drażliwych i trudnych do zaprezentowania. Wzrost Toulouse-Lautreca wynosił zaledwie 142 centymetry, a nieproporcjonalność ciała wpływała na defekty w poruszaniu się. Jak pokazać owe złamania i genetyczne niesprawności? Atrybutem staje się laska, ale także wydłużony kostium głównego solisty, który ukazuje zwiększony tułów i zminimalizowane nogi. Proste zabiegi, a jakże wpływające na wyobraźnię. Drugi zabieg to sekwencja początkowa, gdy we fragmencie zespołowym poznajemy bohatera, jego trudności w przemieszczaniu się poprzez stylistykę zaczerpniętą rodem z teatru marionetek. Bohater jest zmuszony na koegzystencję z innymi, towarzyszami i przyjaciółmi. Taneczna opowieść, może zbyt schematyczna, posiada swoje trzy podstawowe wyróżniki – rodzinny dom, życie z partnerką, która jak troskliwa matka, złorzeczy na nocny tryb życia i spędzania czasu. Epizody najważniejsze i oddające ducha nocnego świata stolicy Francji, są przesiąknięte obyczajowością, delikatną perwersją i erotyzmem. Burdele, kabarety, kawiarnie. Ten dobry duch Montmartre, mimo swojej ułomności, tworzył, intrygował, pobudzał ów klimat zabawy i przelotnych związków. Te sekwencje zespołowe, pełne żywiołu, zapału w oryginalnym tańcu, to największe pozytywy spektaklu. Kankan, dom publiczny, a także świetny kabaret z niesamowicie długimi dłońmi, w czarnych rękawiczkach solistek, to udane próby świadectwa pewnego czasu. Każda z tych nocnych eskapad kończy się miłosnym zbliżeniem Toulouse-Lautreca. Niestety fala niepowodzeń kształtuje samotność, ból i odrzucenie. Wówczas malarz zanurza się w świecie własnej twórczości, kreatywności i opuszczenia. Te inspiracje ze świata zewnętrznego przelewa na symboliczne płótno, które odzwierciedla Muzy i bohaterów nocy. Może nie udaje się ukazać palety wziętej z talentu wybitnego malarza, ale owe ruchowe prace są pełne symboliki i odwołań do bohemy paryskiej. Belarbi, tworząc autorską pracę, sięga głęboko do twórczości, nie tylko życia bohatera swojego baletu. Właśnie owe postimpresjonistyczne realistyczne sceny tworzą sceniczną panoramę biegu dni i nocy. Choreografia jest niezwykle ciekawa, choć wykorzystuje formułę klasyczną to również nie brakuje oryginalnych i nowatorskich rozwiązań. Świetne duety Toulouse-Lautreca z kolejnymi partnerkami naszpikowane technicznymi trudnościami i ciekawymi podnoszeniami przeplatają się z formami modeli oraz nocnym światem, gdzie ekstatyczny taniec miesza się z dusznym klimatem zauroczeń, wzlotów i miłosnych upadków. Właśnie owa swoista ruchoma tkanka miejska, udekorowana w kostium epoki, może trochę przesadna z przyklejonymi brodami, jest pełna wigoru, żywiołowości i niesamowitego ruchu. Kankan pozostanie na długo pod powiekami, gdzie zarówno solistki jak i soliści mają równie dużo do pokazania, a wieńczące szpagaty to majstersztyk.
Nie byłoby tej scenicznej opowieści bez niezwykle ciekawego podkładu muzycznego. Jego autor Bruno Coulais tworzy dwa światy dźwiękowe, które łączą się w jedność. To muzyka z taśmy oraz dwójka wykonawców na żywo: pianista Yannael Quenel oraz akordeonista Sergio Tomassi, buduje niesamowity klimat ówczesnego świata. Jej spokojny rytm jest jak oddech miasta, niespieszny, powolny, a nocą przyspieszający, a czasem nawet żywiołowy. Muzycy to nie tylko tło, ale rzeczywiści kreatorzy owego obyczajowego obrazka końca wieku dziewiętnastego.
Z owej historii bije wiele pesymizmu. Smutek i samotność miesza się z radością, feerią oraz pożądaniem. Jednak zwycięża taniec. Klarowna umiejętność opowiedzenia nie prostej historii wielkiego malarza, przeszytego bólem choroby i chęcią aktywności życia, jest jak piękna kołysanka przed snem. Tuli, uspokaja, a co najważniejsze pobudza obrazy snu. Balet Kadera Belarbiego posiadający ową atmosferę marzenia wydaje się dedykowany do oglądania na żywo. I tu tkwi tajemnica jego nieprzekładalności do wersji telewizyjnej. Przez szklany ekran nie ma możliwości przelania uczuć i emocji, które konstruują życie wielkiego malarza. A jest ono przesycone właśnie owymi emocjami ekspresji nocy, samotności poranka i twórczego poświęcenia dnia. Doświadczenie z baletem z Tuluzy jest przykładem ciekawego wykorzystania biografii dla oryginalnej tanecznej opowieści. Niech owych wzruszeń będzie więcej, więcej i więcej.
Toulouse-Lautrec, Bruno Coulais, choreografia Kader Belarbi, Ballet de l’Opera National du Capitole w Tuluzie, pokazy w Lyonie, maj 2023.