- Zawsze interesował mnie teatr społeczno-polityczny. Dlatego mamy taki pomysł, żeby akcja naszej opowieści działa się w latach 20. we Włoszech prefaszystowskich, czyli Włoszech przed czarnymi koszulami, Włoszech, gdzie różne prądy liberalno-obyczajowe mieszają się z ostrą dewocją i mocnym ortodoksyjno-religijnym pomysłem na świat. Widzimy tu pewne podobieństwo do polskiej rzeczywistości - mówi reżyser Jacek Głomb, który przygotowuje równocześnie w Legnicy i Gdańsku spektakl "Kochankowie z Werony".
Dlaczego właśnie "Romeo i Julia", chyba nie najwybitniejszy dramat Szekspira? - Można zadać sobie pytanie o fenomen kariery, jaką zrobił ten tekst, ale z drugiej strony warto też przypomnieć fantastyczne realizacje, jak chociażby film Baza Luhrmanna. Wydaje mi się, że ta sztuka pozwala na daleko idącą adaptację i dopisywanie Szekspirowi konkretnych światów. Jeśli reżyser ma ochotę na to, żeby taką drogę podjąć, wtedy jest dobrze. Natomiast jeżeli sprowadza się inscenizację jedynie do zapisu tekstu, to podzielam pani pogląd, że to nie jest najwybitniejsze dzieło Szekspira. Inscenizatorzy topili już Julię w akwarium, akcja działa się w pizzerii, co tym razem zobaczymy? - Zawsze interesował mnie teatr społeczno-polityczny. Dlatego mamy taki pomysł, żeby akcja naszej opowieści działa się w latach dwudziestych we Włoszech prefaszystowskich, czyli Włoszech przed czarnymi koszulami, Włoszech, gdzie różne prądy liberalno-obyczajowe miesza