EN

11.02.2025, 08:35 Wersja do druku

Kobiety między Herodem i AfD

„Salome” wg Oscara Wilde’a w adaptacji Jarosława Murawskiego i reż. Eweliny Marciniak w Residenztheater w Monachium. Pisze Jacek Cieślak w „Rzeczpospolitej”.

fot. Birgit Hupfeld/ mat. prasowe Residenztheater

Ewelina Marciniak, laureatka niemieckiej nagrody teatralnej Der Faust, wystawiła w Monachium „Salome” w interpretacji Jarosława Murawskiego. Historię kobiet komentuje Geli, zabita przez Hitlera siostrzenica. On prosi o 5 lat, by zmienić Niemcy.

Wspaniałą dekorację zaprojektował dla polskiej ekipy w monachijskim Residenz Theatre mistrz rokoko François Cuvilliés starszy.

Okno sceny wieńczą herby Bawarii oraz I Rzeczypospolitej, opisane na stronie teatru – warto to chyba jednak sprostować - jako wyraz sojuszu Bawarii i Saksonii, choć przecież Orzeł z Pogonią nie były herbem Saksonii, lecz I Rzeczypospolitej. Rzecz w tym, że królewna polska Maria Anna Wettyn poślubiła elektora bawarskiego Maksymiliana Józefa III – wnuka Teresy Sobieskiej, córki Jana III Sobieskiego, który u Cuvilliésa zamówił projekt gmachu nowej opery.

Monachijczycy w obawie przed nalotami zdemontowali rzeźbione elementy, dzięki czemu nie zostały zniszczone podczas bombardowań w 1944 i stały się wyposażeniem teatru Cuvilliés, zrekonstruowanego w miejscu innym niż oryginalnie, ale wciąż na terenie monachijskiego pałacu Residenz.

Salome i Jan Chrzciciel

„Salome”, którą wyreżyserowała w Cuvilliés Ewelina Marciniak, też nie jest oryginałem sztuki Oscara Wilde’a z 1891 r., na podstawie której Richard Strauss stworzył operę, lecz właśnie rekonstrukcją przygotowaną przez Jarosława Murawskiego. To bodaj jego najlepsza sztuka. Odświeża i ożywia oba arcydzieła ironicznymi, wieloznacznymi dialogami, historyczną perspektywą i współczesnym kontekstem. Pokazuje także zmartwychwstanie upiorów przeszłości w formie ostrzeżenia, m.in. przed cenzurą sztuki i obyczajów, czego „Salome” i Wilde od początku padali ofiarą.

Sztuka przypomniała biblijną historię pasierbicy Heroda Wielkiego, o którą pożądliwie i za wszelką cenę zabiegał na oczach żony Herodiady. Tą ostateczną ceną po „tańcu siedmiu zasłon” w wykonaniu Salome, która eskalowała pożądanie władcy Jerozolimy, okazała się głowa uwięzionego przez Heroda Jana Chrzciciela – Jochanaana. Jej zażądała piękna dziewczyna, nie mogąc wcześniej zdobyć serca i pocałunku ortodoksyjnego proroka, zwiastującego nadejście Chrystusa.

„Salome” Wilde’a jest wieloznaczna jak życie jej autora i zamiast szukać jednego mianownika dla wszystkich tematów, lepiej koncentrować się na sprzecznościach, które rozpierały Anglika. Skazany za homoseksualizm pisarz chciał wyrazić niedającą się powstrzymać naturę zakazanego erotyzmu, hipokryzję władzy, która karze za łamanie zasad moralnych, jakich sama nie przestrzega, a także fascynację ortodoksją, która nie idzie na kompromisy.

Cenzura w wiktoriańskiej Anglii uznała sztukę za niemoralną, spektakl z francuską gwiazdą Sarą Bernhardt zatrzymano, zaś dramat doczekał się inscenizacji dopiero w 1931 r. Jednak wiódł już niezależne życie na kontynencie w postaci libretta opery Richarda Straussa. Marciniak i Murawski w luźny sposób nawiązują do premiery „Salome” w 1906 r. w Grazu, na który zjechała ówczesna muzyczna śmietanka: autor, Gustaw Mahler, Giacomo Puccini i Arnold Schönberg, na którym wzorowany jest główny bohater „Doktora Faustusa” Manna. Legendę premiery w Grazu współtworzy także domysł, że mógł ją widzieć młody Adolf Hitler, a jeśli nawet tak nie było, to już teraz jest w monachijskim spektaklu.

fot. Birgit Hupfeld/ mat. prasowe Residenztheater

„Salome” w Monachium: Tekst największą wartością spektaklu 

Teatr w teatrze, który oglądamy, nie ma określonego miejsca w czasie i przestrzeni, przeszłość na naszych oczach powraca i zaraz może stać się ponownie niepokojącą rzeczywistością. Kluczowymi postaciami stają się w tym kontekście Młody Konserwatysta (Thomas Lettow) i Geli Raubal (Vassilissa Reznikoff), czyli siostrzenica Adolfa Hitlera, z którą miało go łączyć coś więcej niż rodzinne więzi. A gdy wyszło na jaw, że stary kompan Hitlera, wówczas już jego kierowca w mundurze SS, miał romans z Geli, za co usunięto go ze służby – ona sama w 1931 r. zginęła w okolicznościach, które monachijska policja uznała za samobójstwo. Pomimo że między Adolfem i Geli kilka dni wcześniej dochodziło do awantur, a kula została wystrzelona z pistoletu Hitlera, który przeżył potem załamanie psychiczne i sam mówił o samobójstwie.

Dom przy Prinzregentenplatz 16, gdzie miały miejsca te zdarzenia, trzyma się świetnie i można go uznać za pozateatralną scenografię spektaklu w Residenz, zaś podobieństwo relacji Herod–Salome oraz Hitler–Geli, opartych na kazirodztwie, a także wyzwalaniu się młodych kobiet z opresyjnej relacji ze starszym mężczyzną, znajdującym się przy władzy absolutnej i ogarniętym obsesjami – stanowi główną oś tekstu i spektaklu.

Postaci z Biblii i historii Niemiec przeglądają się jak w lustrach. Stanowią one zresztą wystrój loży, gdzie toczy się spektakl, oraz motyw scenografii Mirka Kaczmarka. Powtarzalny zaś tragizm losu próbujących się wyemancypować kobiet może też zapowiadać przykre wydarzenia za naszą zachodnią granicą, gdzie większe wpływy po wyborach 23 lutego zyska proputinowska, chora na historyczną amnezję AfD. Czy powróci hasło „Kinder, Küche, Kirche”?

Największą wartość spektaklu stanowi tekst. Imponująca scenografia Mirka Kaczmarka to operowe siedziska na dalekim horyzoncie sceny, z których wyrastają purpurowe, wydobyte światłem piszczałki organów, a także na bliższym planie kikuty drzew jak po wojnie czy w „Czekając na Godota” Becketta, gdzie zła historia się powtarza. Jest także rura jak w nocnym klubie, na której tańczy siostrzenica Hitlera, i to jest dzisiejszy wyzwalająco-bulwersujący „taniec siedmiu zasłon", kiedy Geli i Salome odkrywają znaczenie wolności.

Intymnym relacjom między postaciami nie przysłużyła się operowa skala sceny

Recenzentka „Nachtkritik.de” uznała, że spektakl pisany „śliną i spermą” nie zdałby testu Bechdela, weryfikującego udział treści kobiecych. Czy wie, że na moralny aspekt spektaklu Eweliny Marciniak „Śmierć i dziewczyna” i zatrudnienie dwójki czeskich aktorów porno oburzał się na początku rządów Prawa i Sprawiedliwości minister Piotr Gliński (niegdyś w ruchu Zielonych), co doprowadziło do upadku Teatru Polskiego we Wrocławiu, a reżyserka szukała pracy na saksach w Niemczech?

Może nie ma jednego wzorca feminizmu? Zaś feministycznego happy endu w spektaklu właśnie dlatego, że również niemiecka rzeczywistość oraz wyborcy głównie ze wschodu go nie napiszą, a polscy artyści wolą bić na alarm, bo wiedzą, czym jest ingerencja prawicy lub lewicy w życie kulturalne. „Dajcie mi pięć lat, a nie poznacie Niemiec” – mówi Młody Konserwatysta i poucza, jaka sztuka jest dopuszczalna, a jaka zdegenerowana. Co więcej: wiele opinii Młodego Konserwatysty, zaczerpniętych przez Murawskiego z wypowiedzi Hitlera, jest dziś na ustach populistycznych polityków, a to zawsze powinno być dzwonkiem ostrzegawczym.

Znaczące, że wykluczony ze społeczeństwa i uwięziony za swoją tożsamość Oscar Wilde, grany przez Lisę Stiegler, występuje również w roli uwięzionego Jochanaana. Richard Strauss, któremu Młody Konserwatysta wytyka synową Żydówkę, grany jest przez Nicola Mastroberardino, wcielającego się również w postać Młodego Syryjczyka, który również pada ofiarą historii zrywającej się z łańcucha.

Sądzę, że intymnym relacjom między postaciami nie przysłużyła się operowa skala sceny. Energia gry, reżyserii i tekstu słabnie w drodze na widownię. Jednak pytanie o to, w jakim stopniu nasza najbliższa przyszłość przypominać będzie to, co wydarzyło się dwa tysiące i sto lat temu, jest, niestety, coraz bardzie zasadne. Jak mówi Młody Konserwatysta: „nic nie jest bardziej aktualne niż przeszłość”.

Tytuł oryginalny

Herod, Hitler i los kobiet

Źródło:

„Rzeczpospolita” nr 34

Link do źródła

Autor:

Jacek Cieślak

Data publikacji oryginału:

11.02.2025

Wątki tematyczne