"Dark Swan" to kobiecy manifest. Tancerki są postrzegane jako eleganckie, niedotykalne, piękne i pozbawione głosu. Stereotypowe jest myślenie, że tancerkę na scenie przede wszystkim należy oglądać, podziwiać, mniej słuchać. Chciałam przełamać te wyobrażenia - o tancerce Norze Chipaumire, która zaprezentowała w Bytomiu na Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej fragmenty solowego projektu "Dark Swan" pisze Aleksandra Czapla w Magazynku Gazety Wyborczej - Katowice.
Nazywam się Nora Chipaumire, jestem z Zimbabwe, skończyłam prawo. Mieszkam w suterenie w Nowym Jorku. Tańczę. "Dark Swan" to kobiecy manifest. Tancerki są postrzegane jako eleganckie, niedotykalne, piękne i pozbawione głosu. Stereotypowe jest myślenie, że tancerkę na scenie przede wszystkim należy oglądać, podziwiać, mniej słuchać. Chciałam przełamać te wyobrażenia. W tańcu celebruję kobiecość w pełni. Choć mój sceniczny łabędź na scenie musi umrzeć, to walczę ze śmiercią, walczę o przetrwanie, krzyczę, chcę, by mój głos był słyszalny. Może jestem staroświecka, ale jestem feministką, co nie jest już dziś popularne, lepiej być niezaangażowanym. Jako kobieta dziennie zmagam się z męską dominacją w świecie, szczególnie w świecie tańca, którym rządzą mężczyźni, z prostej przyczyny: jest ich mniej. Mogą tańczyć przeciętnie, ale są pożądani. Kobiety, by wygrać, muszą zawsze zaprezentować się wręcz perfekcyjnie