"Kobieta i życie" Maliny Prześlugi w reż. Jerzego Jana Połońskiego w Teatrze WARSawy. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Najkrócej – zgodnie z tytułem, o kobiecie, a raczej – o kobietach, i – o życiu.
Tekst Maliny Prześlugi jest jak zwykle dobry, jednak – uprzedzam – momentami naprawdę wulgarny. I tym razem to przeszkadzało w odbiorze, kurwamacie w ustach aktorek brzmiały po prostu obco, źle, także dlatego, że te najwulgarniejsze momenty zagrano z pewną egzaltacją i pretensją, rozumiem oczywiście intencje, ale… Cóż, ździebko przedobrzono z ekspresją. Było za dużo podniesionego głosu, emocje aż się ulewały, ocierało się to w najlepszym wypadku o sztuczność. Najlepsze i najbardziej poruszające momenty tego przedstawienia były bowiem ni mniej ni więcej - wyszeptane. Niepotrzebnie także odniesiono się w tak bezpośredni sposób do współczesności, projekcje z protestów paradoksalnie zwulgaryzowały bardzo przecież uniwersalne przesłanie tekstu.
Monolog, który słyszymy w finale, z kolei wydał mi się trochę obraźliwy. Niestety nie mogę tutaj explicite go przywołać (bo drukuje mnie e-teatr), ale – mówiąc w uproszczeniu – twórcy informują, że nie dbają o opinię publiczności. Skoro tak - to po co w ogóle robić przedstawienie dla widzów?
Czy może coś źle zrozumiałem?