EN

19.08.2020, 11:34 Wersja do druku

Kiedy zobaczę swoją twarz w lustrze…

"Dzwonię do moich braci" Jonasa Hassena Khemiriego w reż. Marty Malinowskiej w Teatrze WARSawy, w ramach Społecznej Sceny Debiutów. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Przemysław Wojtaś

Po długiej przerwie, która dotknęła wszystkie polskie (i nie tylko polskie) teatry, do Teatru WARSawy powraca Społeczna Scena Debiutów. Tym razem, w ramach projektu skupionego na obserwacji współczesnych problemów i zmian zachodzących w społeczeństwie oraz realiów, w których żyjemy, widzowie mogą zobaczyć spektakl „Dzwonię do moich braci” – debiut reżyserski Marty Malinowskiej (przełożony z marca na sierpień). Marta Malinowska sięga po sztukę jednego z najbardziej cenionych młodych skandynawskich autorów, u nas mało znanego pisarza Jonasa Hassena Khemiriego. W grudniu 2010 roku, na ruchliwej, pełnej sklepów ulicy Drottninggatan w centrum Sztokholmu doszło do ataku terrorystycznego. 28-letni zamachowiec, Szwed pochodzenia irackiego, w swoim testamencie oznajmił, że działał za namową Islamskiego Państwa Iraku, uznawanego za odłam Al-Kaidy. Owe tragiczne wydarzenia posłużyły Khemiriemu jako wyjściowy materiał do napisania tekstu sztuki.

Początkowo, tydzień po zamachu bombowym w stolicy, Khemiri wydał esej o tytule „I Call My Brothers”, który został opublikowany w “Dagens Nyheter”. Jego popularność skłoniła autora do przekształcenia eseju w utwór sceniczny i w 2013 roku odbyła się szwedzka premiera sztuki „Dzwonię do moich braci”. Jonas Hassen Khemiri to urodzony w Sztokholmie, szwedzki pisarz o tunezyjskich korzeniach, laureat wielu prestiżowych nagród literackich, a także autor popularnych dramatów, wystawianych wielokrotnie w Szwecji, w Niemczech, Norwegii, w Stanach Zjednoczonych czy Islandii, a także i w Polsce.

Młody Szwed o imieniu Amor, syn imigranta z Tunezji, dowiaduje się, że w centrum jego rodzinnego Sztokholmu wybuchł samochód-pułapka. To niewątpliwie akt terroru, ale przecież Amor nie miał z tym nic wspólnego. Do tej pory bawił się w klubach, zgłębiał tajemnice pierwiastków chemicznych, przyjaźnił z rówieśnikami o jasnych włosach i niebieskich oczach. Żył życiem zwykłego chłopaka, mieszkańca skandynawskiego kraju. Policja poszukuje terrorysty i bohater o arabskim wyglądzie zaczyna odczuwać wszechogarniający lęk. Nieuzasadniony? Przecież jest niewinny. A może nie jest, może wygląd i pochodzenie już są wystarczającą winą? Widząc wrogie spojrzenia otaczających go nieznajomych (urojone?), Amor postanawia przeczekać – nie odbiera żadnych telefonów, nie słucha wiadomości, nie zagląda do gazet. Przestaje wychodzić z domu. Jednak rodzina nie daje mu spokoju – musi pomóc babci i kuzynce, którym popsuła się wiertarka. Idzie do sklepu zareklamować narzędzie. Do kieszeni wkłada nóż, na wszelki wypadek. Przemyka cicho, trzęsąc się ze strachu.

Od kilku lat jednym z największych zagrożeń dla Szwecji jest terroryzm, a według raportów służb specjalnych, najtrudniejszą do wykrycia jest osoba działająca w pojedynkę, pozostająca pod wpływem radykalnej religii czy ideologii. Tylko jakie znaczenie ma to dla nas, Polaków? Czy sztuka traktująca o tożsamości narodowej, ksenofobii i uprzedzeniach oraz ich następstwach może stać się uniwersalną, poruszyć wszystkich dzisiejszych widzów?

Jonas Hassen Khemiri ukazuje wędrówkę Amora przez miasto, jego próby wtopienia się w otoczenie. Uwypukla mechanizm zacierania się różnic między ofiarą a zbrodniarzem. Gdy granice między realnym światem a urojeniami bohatera znikają, Amor popada w coraz większą paranoję. Rzeczywistość miesza się z wytworami wyobraźni i nie wiadomo, które wydarzenia dzieją się naprawdę, a które tylko w głowie zalęknionego bohatera. A strach zazwyczaj rodzi przemoc… . Prawie cała akcja sztuki dzieje się podczas rozmów telefonicznych. Błąkający się młody chłopak o arabskim wyglądzie prowadzi niezliczone rozmowy – z prawdziwymi i wydobytymi ze wspomnień osobami. Autor doskonale pokazuje, jak lęk ogarnia ciało i umysł Amora. Napięcie rośnie wraz z paranoicznym lękiem, chorą wyobraźnią. Amor dzwoni do swoich „braci”, którzy nie są jego prawdziwymi krewnymi – to potomkowie imigrantów z Bliskiego Wschodu, tak samo obcy dla rdzennych mieszkańców miasta jak on. Amor chce i nie chce zbliżyć się do nich. Dzieje się to jakoś automatycznie, niezależnie. Przecież do tej pory w zasadzie był wśród „swoich”, a teraz znalazł się po drugiej stronie – jest „obcy”, a odmienność zagraża. Religia i tożsamość stają się powodem piętnowania. Negatywne emocje budzą nienawiść we wszystkich sercach…  – Amora i jego braci też. W ludziach narasta agresja wobec imigrantów, każdy człowiek o arabskim wyglądzie wydaje się zamachowcem.

Ostry, oskarżający, pełen trudnych, prowokacyjnych pytań tekst bystrego i krytycznego obserwatora, jakim jest Jonas Hassen Khemiri, ukazuje mechanizm rodzenia się uprzedzeń i współczesnych, społeczno-politycznych koszmarów. Nigdy nie dowiadujemy się niczego o zamachu i zamachowcu. Nie to jest istotą tekstu. Chodzi o jednostkę, jej strach i samooskarżenia wynikające z lęków. Ciężkość tematu autor łagodzi humorem, czasem uszczypliwym. Spektakl pełen jest zabawnych dialogów, trafnych uwag i satyrycznych obrazków. Rozbawiły mnie między innymi niecodzienne pomysły Amora, jego zainteresowanie naukami chemicznymi, które przejawia się w nadawaniu przyjaciołom przydomków rodem z tablicy Mendelejewa – osmium, hel, magnez.

Marta Malinowska wykorzystała większość atutów tekstu, ale nie do końca poradziła sobie z trudnościami fabularnymi. Spektakl zbudowany jest z rwących się scen, rojeń i urojeń głównego bohatera. Niestety, wpływa to na klarowność całego spektaklu. W pewnym momencie można zgubić się w narracyjnych wątkach – zmiany czasu i miejsc akcji nie pomagają. Choć tak naprawdę można było ów układ elementów lepiej wykorzystać i uczynić z nich dramaturgiczną zaletę. Pewne sprawy do końca pozostają niewyjaśnione – dlaczego Amor nie rozmawia z ojcem i jakie znaczenie ma to dla całej historii? Nie wiadomo, które wydarzenia są prawdziwe, a co jest wytworem wyobraźni Amora (oczywiście to nie wada). Dobrze podkreśla tę niepewność głośna, niepokojąca muzyka, a także gra świateł, ale mimo to celowa gmatwanina narasta, czyni przedstawienie coraz mniej czytelnym, nawet nużącym. Khemiriego nie interesują zachowania innych osób, całą uwagę skupia tylko na Amorze. I ten aspekt Marta Malinowska oddała znakomicie. Końcówka spektaklu robi najsilniejsze wrażenie – słowa wypowiadane przez rdzennego użytkownika języka arabskiego przykuwają uwagę (nie zdradzę szczegółów). Wcześniej – pięknie rozegrana scena rozmowy Amora z babcią przynosi ulgę, wzrusza. Katarzyna Kucharska delikatnie, ale wyraziście oddaje charakter babci, takiej, którą każdy chce pamiętać z dzieciństwa. Jest w niej spokój, lekkość i mądrość, czułość i… bezpruderyjność (jakże zabawna). Emocje bohaterów spektaklu najpełniej wyrażają piosenki wykonywane przez czwórkę aktorów – mocne, głośne, uderzające i interpretpwane z pasją, z sercem .

Debiutująca pani reżyser sprawnie prowadzi swoich aktorów. Paulina Fonferek, Katarzyna Kucharska, Jakub Kordas wcielają się w różne postaci, szybko zmieniając kostium i tożsamość. Tylko Mateusz Trembaczowski jako Amor pozostaje cały czas tym samym bohaterem. Aktor doskonale ukazuje krępujące go ograniczenia, obsesyjne lęki i uczuciowe rozedrganie protagonisty. Chce się uwolnić, ale nie może przestać być „jednym z podejrzanych” – spadkobiercą wiecznych imigrantów, obcych… . Paniczny strach przed strachem narastającym wśród Szwedów nie pozwala mu oddychać. Te negatywne emocje rodzą w nim nienawiść. Młody aktor pomału acz stanowczo pokazuje wewnętrzną przemianę Amora – z beztroskiego chłopaka w ofiarę własnych lęków. Maksimum wysiłku, konieczne środki wyrazu, zaangażowanie i powstała postać dokładnie taka, jaka być powinna.

Jakuba Kordasa widziałam już w zgoła odmiennej roli – jako Gustaw-Konrad w inscenizacji „Dziadów” Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Polskim radził sobie całkiem dobrze. Tym razem jest podobnie – z przyjemnością stwierdzam, że aktor rozwija swój warsztat, poszukując własnej drogi. W spektaklu Marty Malinowskiej, jako arabski przyjaciel-brat Amora Shavi, celnie oddaje charakter mężczyzny, jego łagodność, troskliwość i uczuciowość. Katarzyna Kucharska zmienia się jak kameleon – jest bardzo zmysłowa, ostra, a kiedy trzeba zabawna (kuzynka Ahlem) bądź delikatna w swej grze. Najbardziej ujęła mnie jako ukochana babcia Amora (o czym pisałam już wcześniej). Równie dobrze radzi sobie z rolami Paulina Fonferek – jest seksowna, albo – kiedy to konieczne – irytująca, potem groteskowa i znów pociągająco urocza (dawna miłość Amora, Valeria).

Tajemniczy, nieprzewidywalny, niezwykle intensywny, a przy tym dynamiczny i zabawny dramat, którego akcja dzieje się w Sztokholmie w ciągu 24 godzin, rodzi wiele pytań i wątpliwości. O tożsamość narodową, uprzedzenia, lęk przed obcymi i przemoc, która rodzi przemoc. Nigdy nie dowiadujemy się niczego o zamachu i zamachowcu. Nie to jest istotą tekstu. Chodzi o jednostkę, jej strach i samooskarżenia wynikające z lęków. Tekst Khemiriego daje szansę i reżyserowi, i aktorom. Debiutująca Marta Malinowska wraz zespołem aktorów potrafiła wykorzystać tę sposobność. Drobne potknięcia można poprawić, a kolejne spektakle mogą być coraz lepsze – czego życzę zarówno debiutantce, jak i młodym artystom.

Tytuł oryginalny

Kiedy zobaczę swoją twarz w lustrze…

Źródło:

Teatr dla Wszystkich
Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

18.08.2020