EN

31.05.2024, 09:40 Wersja do druku

Kiedy wszyscy bogowie zasną…

„Bóg wyjechał” III roku studentów Akademii Teatralnej pod opieką Anny Sroki-Hryń w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Łukasz Borkowski i Wojciech Jastrzębski

W 1949 roku, w Pomonie w stanie Kalifornia, przyszedł na świat Thomas Allan Waits, amerykański wokalista, kompozytor, instrumentalista, autor tekstów, poeta i aktor, członek zainicjowanego przez Jima Jarmuscha tajnego klubu o groteskowym charakterze, zwanego „The Sons of Lee Marvin” – „Synowie Lee Marvina”. Według lokalnych legend artysta „urodził się w Mieście Aniołów, na tylnym siedzeniu żółtej taksówki podjeżdżającej na szpitalny parking i […] powitał ten świat okrzykiem: Dawaj na Times Square!”. Tyle plotka, a będzie ich jeszcze sporo, ponieważ Waits jest księciem mistyfikacji, kreatorem własnego wizerunku, sterującym wyobraźnią fanów i dziennikarzy. W rzeczywistości skutecznie strzeże tajemnic życia prywatnego przed wścibskimi mediami. Twórczość nietuzinkowego, niejednoznacznego artysty inspiruje i przyciąga jak magnes, piosenki wykonywane jego charakterystycznym, chrypiącym głosem wciąż cieszą się ogromną popularnością. Anna Sroka-Hryń wraz ze studentami III roku kierunku aktorstwo w warszawskiej Akademii Teatralnej przygląda się muzyce oraz tekstom Toma Waitsa świeżym okiem i wykorzystując przekład Romana Kołakowskiego interpretuje je na swoich warunkach, przekształcając w szereg inscenizowanych epizodów. Młodzi wykonawcy wydobywają humor i ironię obecną w twórczości kultowego piosenkarza, zachowują ducha i emocje, które przekazuje słuchaczom i z całym szacunkiem dla jego dokonań, wzbogacają utwory swym indywidualnym temperamentem. Trzeba przyznać, że ich egzamin wypada znakomicie! W konstruowaniu spektaklu wypełnionego rockiem, jazzem, bluesem, folkiem, farsowym wodewilem i rock and rollem pomaga im niezawodne, opiekuńcze ucho i oko Anny Sroki-Hryń. Muzyczne przedstawienie uderza celnością spostrzegania uniwersalnych problemów, mówi o braku akceptacji, samotności ludzi wykluczonych, zapomnianych przez Boga. Nie pierwsza to artystyczna, studencka podróż prowadzona wprawną ręką Anny Sroki-Hryń – tak jak poprzednie udana, mocna, skłaniająca do przemyśleń.

Falująca od zmiennych nastrojów inscenizacja zaczyna się wielce intrygująco – widzowie zajmują miejsca w całkowitej ciemności, z lekka tylko rozjaśnianej przez obsługę światłem latarek. Widzą jedną postać upozowaną na blacie ogromnego stołu, który zajmuje centralne miejsce w niewielkiej, symbolicznej przestrzeni. Czysty śpiew aktorki, bez muzycznego podkładu to dopiero początek spotkania. Za chwilę z mroku wyłaniają się młodzi artyści i zaczyna się magia, która potrwa niemal godzinę. Siedem ubranych na czarno kobiet i czworo mężczyzn w zasadzie wypełza spod ogromnego stołu. Aktorki i aktorzy pozostają swobodni, ujmująco naturalni, gdy bez trudu nawiązują kontakt z widzami, bez skrępowania spoglądając im prosto w oczy, choć przecież wymaga to sporego doświadczenia. W kameralnej przestrzeni królują teraz klimatyczne brzemienia, muzyczne fascynacje zrodzone z pasji i aksamitne głosy wokalistów. Podróż do świata teatralnej ballady nabiera rozpędu, a różnorodne rytmy przeplatają się ze sobą, tworząc misterną acz spójną, harmonijną całość. Każde z wykonań jest odmienne od pierwowzoru, ma nieco inny charakter, inne uczucia oddane w śpiewie i ruchu ciała. Spektakl pokazuje ponadczasowość piosenek Waitsa, wzbogaconą osobistą ekspresją śpiewających osób. Studenci uwypuklają liryzm, smutek, spokojniejszy dramatyzm, a potem płynnie wpadają w nieokiełznaną radość, czasem gwałtowną energię czy wręcz dzikość. Poszczególne utwory są pełne czułości, rozpaczliwych wyznań płynących z pożądania budzącego demony, lęk, gniew i bunt. Ale w muzyce i tekście nie brakuje też elementów humorystycznych, rozjaśniających mrok i smutek opowieści, które umiejętnie wykorzystują młodzi wokaliści. Emocje przekazują z wielką sugestywnością i namiętnością, ze szczerością i rozdzierającą nadzieją. W muzycznym widowisku elementy zabawy, ironii, groteski, piosenki aktorskiej zgrabnie łączą się ze sobą, przeplatają, budując czytelną, spójną dramaturgię. Artyści są jak zgrana orkiestra o wielkiej skali brzmienia i wyrazu. Naturalnym staje się przejście od szaleństwa do spokojniejszej tonacji. Jednak nie technika jest w tym spektaklu najważniejsza (choć oczywiście jej znaczenie doceniam w pełni), lecz głębia mrocznych, nieoczywistych uczuć i bogata, przeniknięta wspólną myślą treść tekstów tłumaczonych przez Romana Kołakowskiego. Młodzi grają z lekkością, przekonaniem, bez zbędnego manieryzmu, nie rezygnując przy tym z własnego charakteru i dynamiki. Mają swój sposób stylizowania, który czyni z nich anioły o pękniętych, czarnych sercach. Każdy jest inny, każdy wyczuwa co innego, wcielając się w szalone, bezimienne gwiazdy. Ruch sceniczny, wyczucie detalu, choreografia – zasługa Anny Sroki-Hryń – są idealnie wyważone. Gibkość i akrobacje w tańcu, czysty wokal i emocjonalna zmysłowość płynie z kolei od wykonawców. Prosta scenografia im sprzyja – wystarczą krzesła i stół, gra światłem, czerń jednolitych kostiumów, kotara i drabina. Co więcej, owe elementy stają się częścią satyrycznej, umownej gry z publicznością.

Wzruszająca, poetycka opowieść muzyczna opiera się na precyzyjnej reżyserii i profesjonalnym wykonaniu kultowych utworów, interpretowanych z uczuciem, empatią i szaloną energią. Oby ten sam zapał, wytrwałość i otwartość pozostały z młodymi, zdolnymi artystami na długie, długie lata.

Tytuł oryginalny

Kiedy wszyscy bogowie zasną…

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

30.05.2024